Rozdział 4

Następnego dnia Veronica wstała wcześnie rano. Poprzedniego wieczora, kiedy wróciła z Susan do pokoju, długo nie mogła zasnąć. Otrzymała swój plan zajęć, długo studiowała poszczególne zapiski, zastanawiając się, czy dobrze zrobiła, decydując się na pozostanie w tym świecie.
Zajęcia mentalności z Mistrzem Bero. Lekcja magii z Mistrzynią Kate. Zajęcia uzupełniające z Mistrzem Victorem. Trening z Mistrzem Dannym.
Luzik, jak na pierwszy dzień.” - mruknęła sarkastycznie.
Im dłużej tu jestem, tym bardziej się przywiązuję. Pomyśleć, że początkowo miałam to za sen. Tylko sen...”
Brunetka ubrała się w bordową szatę. Odzienie było trochę za duże, miało obszerne kieszenie. Veronica założyła wysokie, czarne buty, przewiązała się pasem. Następnie spojrzała na siebie w lustrze.
Wojowniczka, hę?”
Susan spała, gdy brunetka wychodziła z pokoju. Jej plan zajęć przewidywał lekcje od południa, miała więc więcej czasu na wypoczynek. Veronica zeszła do holu, następnie przeszła do jadalni. Zamówiła standardowe śniadanie, składające się z papki przypominającej jajecznicę oraz gorącego naparu z ziół. Usiadła przy stoliku w kącie sali i powoli zaczęła jeść posiłek.
- Kolego, to mój stolik! - usłyszała za sobą.
- Przepraszam, kompletnie nie miałam pojęcia...
Mówiąc to, obróciła się, wstając gwałtownie. Tuż przed sobą dostrzegła znajomą twarz.
- Patrick?
Chłopak wyglądał na bardzo zdziwionego. W pierwszej chwili cofnął się o krok. Następnie jednym ruchem odsunął krzesło obok brunetki, usiadł, podpierając się łokciem o stół.
- Vera... Dlaczego masz bordową szatę?
- Przydzieli mnie do tej specjalizacji - odpowiedziała szybko.
- Jak to możliwe?
- Czyżby plotki nie roznosiły się u was tak szybko?
- Siadaj - powiedział cicho.
Przez chwilę jedli w milczeniu.
- Mieszkasz w akademiku? - Veronica postanowiła nawiązać rozmowę.
- Jak wszyscy. Na drugim piętrze - odparł z zamyśleniem, przeżuwając kawałek placka.
- Coś się stało?
- Nic. Tylko to dziwne, że jesteś wojowniczką - odparł. - Bardzo dziwne... Nie zastanawia cię, dlaczego tak jest?
- Jak mogłoby mnie to nie ciekawić!
- Tylko pomyśl. Jesteś pierwszym takim przypadkiem w historii, przynajmniej ja o żadnym nie słyszałem.
- Tylko gdzie można się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat?
- Myślę, że Dowódca powinien się orientować, ale nie sądzę, aby miał czas z nami rozmawiać. Jeśli chcesz, możemy iść jutro do biblioteki. Może tam coś znajdziemy.
- Dobrze. - Kiwnęła głową.
Nagle Patrick zerwał się gwałtownie.
- Muszę iść - mówił szybko. - Przyjdę po ciebie jutro po zajęciach. Jaki masz numer pokoju?
- Pięćdziesiąt pięć, ale dlaczego...
- Przykro mi - przerwał jej - śpieszę się.
Prędko odłożył tacę z niedokończonym śniadaniem i wybiegł na dziedziniec.
Już drugi raz ucieka od posiłku ze mną.” - Zaśmiała się do siebie.
Veronica wyjrzała przez okno zasłonięte częściowo tiulową zasłonką. Zobaczyła Patricka podchodzącego do spacerującej po dziedzińcu dziewczyny. Nieznajoma miała na sobie zieloną szatę, a blond włosy zaplotła w długi warkocz. Po gestykulacji magiczki Veronica domyśliła się, że dziewczyna miała jakieś pretensje do Patricka. Chłopak przytulił ją, powiedział coś na ucho. Następnie delikatnie ujął jej dłoń i pociągnął za sobą w stronę głównego budynku Uniwersytetu.
Brunetka odstawiła niedojedzoną jajecznicę na ladę. Jakoś odebrało jej apetyt. Nie zwlekając dłużej, udała się na swoje pierwsze zajęcia. O dziwo, znalezienie odpowiedniej sali nie przyniosło jej większych trudności. Doszła do dość dużego pomieszczenia o drewnianych ścianach. Pod sufitem unosiła się kula światła. Dziewczyna stała chwilę, przyglądając się, jak wiruje, nie mogąc się przyzwyczaić się do wszechobecności magii. Po prawej stronie znajdował się podest, na którym stało biurko. Była tu też tablica. Stał przy niej Mistrz Bero, piszący coś z zapałem. Na widok dziewczyny przykładającej dłoń do serca, skinął głową.
Przynajmniej na pierwsze zajęcia zjawiłam się punktualnie.”
Bero był średniego wzrostu mężczyzną, pod którego szatą odrysowywał się nieco wydatny brzuch. Miał krótkie brązowe włosy z tendencją do kręcenia się. Jego nos był dość długi, lekko zakrzywiony na końcu.
- Witam, witam! Widzę, że oto ta sławna wojowniczka! Wszyscy o tobie mówią.
Veronica nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie chciała rozgłosu. Spuściła wzrok.
- Bardzo ciekawi mnie twój przypadek. Jak objawiała się twoja Energia Duchowa w Świecie Aliudów?
- Nie zauważałam niczego szczególnego...
- No tak... Czyli to prawda, że nie zdawałaś sobie z niej sprawy. Rozmawiałem na twój temat z Mistrzem Przybocznym. Jakie to uczucie mieć niewłaściwą specjalizację?
- Wie Mistrz, że jakoś do tej pory nie miałam okazji porównać.
Bero roześmiał się.
- No dobrze. Nie będę cię już tak zamęczał pytaniami. Rozłożysz maty? - Wskazał brodą na stos słomianek leżących w kącie sali po przeciwnej stronie.
- Oczywiście, Mistrzu.
W tej chwili weszła następna osoba. Położyła dłoń na sercu, po czym energicznym ruchem odgarnęła rude włosy z twarzy.
- Cześć Vera! Pomóc? - zapytał Alberth.
Dziewczyna w odpowiedzi skinęła głową. Wspólnie ułożyli maty według zaleceń Mistrza Bero. Dopiero po chwili zaczęli przychodzić kolejni chłopcy. Na polecenie mężczyzny wszyscy ustawili się w szeregu. Veronica czuła się nieswojo w otoczeniu samych chłopaków. Znów miała wrażenie, że jest piątym kołem u wozu. Kimś o b c y m. Wiedziała, że nie będzie jej łatwo. Niektórzy kadeci zerkali na nią z wyższością, inni z zaintrygowaniem. Mistrz sprawdził obecność i zaczął wykład.
- Nazywam się Bero i będę was uczył mentalności. Usiądźcie na matach, najlepiej w pozycji lotosu. Poczekał, aż wszyscy zajmą miejsca. Dziewczyna usiadła z tyłu, obok Albertha. Niezgrabnie splotła nogi, siadając po turecku.
- Pierwsze zajęcia będą obejmować ścisłe podstawy, lecz jednocześnie będzie to najważniejsza z lekcji, jaką ze mną odbędziecie.
Odchrząknął.
- Każdy z was otrzymał wczoraj Lapi. Jest to specjalna odmiana magicznej skały. Postaram się zobrazować wam jej zastosowanie. Egzemplarze, które otrzymaliście będą pełnić funkcję broni. Wszczepimy dziś w nie nieodwracalnie część waszej Energii Duchowej, która zmieni się w swoją odpowiednią formę. Przekształci się w Speculo.
Wśród kadetów rozległy się podniecone szepty.
- Rozumiem wasze podekscytowanie, pewnie wszyscy słyszeli już co nieco o Speculo.
Zlustrował wzrokiem salę. Kiedy jego spojrzenie padło na Veronicę, postanowił wytłumaczyć istotę dzisiejszych zajęć nieco dokładniej.
- Każdy człowiek ma duszę. Kumulują się w niej idee, przemyślenia, uczucia, emocje, charakter, wspomnienia. Jest to coś, co kształtuje każdego z nas. Dusza jest niepodzielna, jedna, nieśmiertelna, na co dowodem jest istnienie dzieci piekła. Każdy z ludzi posiada także Energię Duchową. Moc jest mniejsza lub większa, każdy nią jednak dysponuje. Cywile, Aliudzi, ludzie nie uczący się na uniwersytetach pozostają na tym poziomie. Wy zgłębicie następny szczebel.
- To co ona tutaj robi? - krzyknął ktoś w kierunku Veronicy.
W sali przez chwilę zapadła cisza, Mistrz Bero zignorował nieprzyjemny komentarz.
- Dzięki przekazaniu części waszej do duszy Energii Duchowej wzmocnicie ją, udoskonalicie swoje umiejętności. Będzie to część waszej duszy skupiająca partię Energii Duchowej. Speculo - lustro. Czym dokładnie jest ten twór? Wczepiając go w Lapi nie ucierpicie, ponieważ wykorzystany pokład Energii pozostanie waszą własnością, lecz po prostu w innej postaci. Nie rozedrzecie swojej duszy, a wręcz przeciwnie. Zbliżycie się do niej, jak nigdy wcześniej i będziecie mieli okazję dokładniej ją poznać. Speculo jest więc częścią waszej duszy.
Bero uniósł palec wskazujący nad głowę, podkreślając wagę wypowiedzi.
- Speculo odczuwa zawsze to co wy. Widzi to samo, zakres jego wiedzy jest podobny, jednak czasem zauważa więcej, zapamiętuje dokładniej. Skąd to się bierze? Z selektywności ludzkiego mózgu. Niektóre rzeczy odrzucamy jako nieistotne, nie rejestrujemy ich. Co innego wspomagana Energią Duchową część duszy zwana Speculo. Potrafi przenieść swoje umiejętności na wyższy poziom.
Odetchnął.
- Na pewno spotkaliście się kiedyś z sytuacją, kiedy wasz umysł nijako dzielił różne stanowiska. Jakaś część was podzielała zdanie jednej strony, drugą partią opowiadaliście się za twierdzeniem odwrotnym. Wątpliwości, jakie wami targały były całkiem naturalne. Uczucie to można porównać do dyskusji ze Speculo. Ostrzegam od razu, że nie wszystkie są skore do rozmów. Za każdym razem, kiedy Speculo wypowie się na jakiś temat, będzie to w gruncie rzeczy wasza wewnętrzna opinia, wątpliwość.
Kadeci nie byli przekonani.
- Wszystko, co pochodzi od Speculo, wywodzi się z was. Speculo jest waszą częścią, nie zapominajcie o tym.
- A gdyby umarł?
Bero zaśmiał się.
- To niemożliwe, chłopcze. Speculo jest częścią duszy.
- Powiedział Mistrz, że absorbuje on część naszej Energii Duchowej. Czy to oznacza, że jesteśmy przez to osłabieni?
- Nie w takim stopniu, abyś mógł to zauważyć. Poza tym profity sięgają tak daleko, że nie znam nikogo, kto chciałby poświęcić Speculo i wykorzystywaną przez niego krztynę mocy dla stania się silniejszym. Sam pomyśl, czy byłbyś skłonny oddać duszę za potęgę?
- Niektórzy na pewno.
- Nie znamy metody zabicia Speculo. Można tego dokonać chyba jedynie mordując samego człowieka.
- Po co nam właściwie coś takiego? Nie możemy uczyć się normalnie...
- Cywile potrafią walczyć bez Speculo, masz rację. Niemniej, aby używać Energii Duchowej w sposób bardziej skomplikowany, niezbędne jest jego powołanie. To, jakby powiedzieć... pierwszy krok.
- A co z Lapi?
- Już przechodzę do sedna lekcji! Lapi pełni funkcję swego rodzaju drzwi. Stojąc w przedpokoju, jesteśmy blisko izby, jednak tylko otwierając drzwi, możemy znaleźć się w środku. Nie ma innej możliwości, dlatego musicie mieć Lapi zawsze przy sobie. Musicie też wiedzieć, że każde przywołanie miecza, zostaje w pewien sposób udokumentowane w Lapi. Tworzy się ciemna skaza, która utrzymuje się dość długo. Dlatego nie radzę używać broni bez polecenia któregoś z mistrzów. Będzie to surowo karane. Co jakiś czas będziemy przeprowadzać kontrole. Na treningach najpewniej rozkażą wam ćwiczyć za pomocą drewnianych pałek.
Na prośbę Mistrza, wszyscy wyciągnęli swoje kamienie.
- Skupcie się teraz - Bero mówił ze spokojem. - Jeżeli komuś nie uda się za pierwszym razem, niech nie panikuje. Niestety nie mogę zrobić tego za was. Tylko wy możecie dysponować waszą Energią. Zadanie nie jest takie łatwe, jakie może się wydawać. Musicie wykonać nacięcie na wewnętrznej stronie dłoni, a następnie zamknąć w pięści wasze Lapi.
Mistrz poprosił jednego z uczniów o rozdanie malutkich nożyków do nacięcia skóry. Gdy Veronica otrzymała swój, ogarnęły ją wątpliwości. Według niej to wszystko brzmiało bardzo podejrzanie. Nie czuła się na siłach, by dokonać samookaleczenia w imię nieznanej jej Energii. Chłopak siedzący przed nią, odwrócił się.
- Wiedziałem. Jest za słaba, żeby to zrobić - mruknął do kolegi.
- Czego chcesz! To tylko Aliud.
- Albo mieszaniec... Kto wie, skąd się tutaj wzięła.
- Sam nie wiem, co gorsze.
Dziewczyna zdenerwowała się. Nie była odważna, ale za to łatwo można było ją sprowokować. Zdawała sobie sprawę, myślała o tym cały wieczór – jeśli zdecydowała się uczęszczać na uniwersytet, nie może sobie pozwolić na pozostawanie w tyle. Chwyciła nożyk i trzęsącymi się rękoma wykonała długie cięcie na wewnętrznej stronie lewej dłoni. Uniosła wzrok, uzbrajając się w najbardziej wyzywające spojrzenie, na jakie było ją stać, lecz nieznajomy nie zwracał już na nią uwagi. Szrama zabarwiła się szkarłatem. Zapiekła jeszcze intensywniej, gdy Veronica przyłożyła do niej kamień. Zacisnęła mocno i zamknęła oczy.
- Wyobraźcie sobie, że całe wasze ciało oplata pajęczyna nici - mówił Mistrz. - Wszystkie są płowe, pozbawione barwy, oprócz jednej. Odnajdźcie niepasującą do reszty i poprowadźcie ją w kierunku rany.
Veronica wzięła kilka głębokich wdechów, poczekała, aż zwolni jej tętno. Zrobiła się senna i po chwili zapadła w stan podobny do transu. Ujrzała swoją duszę oplataną nićmi. Nie zastanawiając się długo, zaczęła wykonywać swoje zadanie. Siłą woli odszukała tę świecącą, chciała ją wydobyć bliżej siebie, lecz płowe liny nie chciały usuwać się z drogi. Czuła, jakby próbowała iść pod prąd w zatłoczonej, ciasnej uliczce. Rana bardzo ją piekła, a na czoło wstąpiły krople potu. Po raz pierwszy wyczuwała bliskość swojej Energii Duchowej. Dokładnie w tej chwili uwierzyła całym sercem we wszystko, co przedstawiał jej Victor – w światy, Energię, magię. Wiedziała już, że to wszystko jest prawdziwe. Doskonale rozumiała polecenie. Nie mogła go jednak wykonać. Rozpaczliwa walka trwała w nieskończoność, gdy do dziewczyny podszedł Bero. Chodził między uczniami i dawał wskazówki. Nachylił się do dziewczyny i szepnął:
- Nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje. Nowy, świeży punkt widzenia jest czasem bardzo pomocny. Poza tym, więcej wiary w siebie, Ridney.
Veronica zacisnęła mocniej pięść. Inny punkt widzenia? Po chwili wiedziała już, o co chodziło Mistrzowi. Nie szarpała już za świecącą nić. Była ona bowiem zbyt ciężka. Tym razem użyła płowych lin, za których pomocą popychała tę właściwą. Z początku nie udawało się to za bardzo. Nici wyślizgiwały się i zmieniały kierunki. Więcej wiary... Veronica skupiła się i wierząc w sukces, poruszyła wszystkimi linami naraz.
Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że Lapi zmienił wygląd. Mienił się teraz jasnozielonymi barwami. Odczuła ogarniające ją zmęczenie i osłabienie. Rękawem otarła pot z czoła. Mistrz zaczekał, aż wszyscy skończą, by przejść do następnego etapu.
- Speculo to dusza, dla której ostrze jest tylko formą połączenia z naszym światem, konieczną do tego materią. Zaraz zamkniecie oczy i uniesiecie dłonie nad kamień, o tak. - Pokazał. - Starajcie się wpłynąć na kształt Energii znajdującej się w kamieniu. Powoli rozciągnijcie ją, a po chwili powinna sama przybrać przypisany jej kształt ostrza. Każda broń będzie trochę inna, w zależności od cech Speculo. Czasem się zdarza, że przy odpowiednim wyszkoleniu można w późniejszym czasie manipulować kształtem ostrza. Potrafią to z reguły najzdolniejsi, przeszkoleni mistrzowie.
Ta część nie sprawiła Veronice zbytnich problemów. Jej Lapi przybrał postać długiego, jednosiecznego, prostego miecza z niebieską rękojeścią i jelcem w kształcie złożonych skrzydeł smoka.
- Szukajcie na granicy swojego umysłu Speculo. Spotkajcie się z nim.
Veronica medytowała przez chwilę. Przez zmęczenie, trudno było jej się skupić. Niewielka rana na dłoni ciągle piekła, ale dziewczyna starała się nie zwracać na nią uwagi. Po dłuższej chwili zaczęła zauważać Energię wydobywającą się z powstałego ostrza. Powoli, ostrożnie zbliżyła się do niej swoją świadomością. Moc była jak nadjeżdżający pociąg. Jeszcze nie było go widać, ale już można było wyobrazić sobie, jak wygląda, usłyszeć miarowy turkot kół, poczuć charakterystyczny zapach i drżenie peronu w posadach. Był już całkiem blisko. Nieistniejący wiatr uderzył w dziewczynę jak przy przyjeździe pociągu. Zachwiała się. Energia była bardzo silna, a znajdowała się tuż obok niej. Veronica czuła się zupełnie jak we śnie. Postąpiła krok do przodu. Chciała znaleźć się bliżej Energii. Coś w głębi mówiło jej, że to szaleństwo, ale w tej chwili liczyła się tylko ona - obca, nieokiełznana moc. Dziewczyna weszła w sam środek tego dzikiego wiru. Wiatr spychał ją w bok, przez co trudno było iść na przód. Kiedy przeszła przez strefę dyskomfortu, wyszła na ląd. Kiedyś już tu była - na pewno. Soczysta, zielona trawa uginała się pod jej stopami, a po błękitnym niebie sunęły powoli białe obłoczki. Po prawej stronie rosło drzewo, dziwnie powyginane i poskręcane. Veronica podeszła do niego. Przez liście przedzierały się złote promienie słońca. Pośród gałęzi zauważyła owoce. Duże, czerwone i wyglądające bardzo smacznie. Zerwała jeden z nich. Był wielkości sporego grejpfruta. Ugryzła i natychmiast rozpoznała smak. Czerwony sok pociekł jej po brodzie, a dziewczyna uśmiechnęła się. W tym miejscu czuła się radośnie i beztrosko. To był d o m. Zauważyła, że jest na latającej wyspie. Niewielki skrawek ziemi zwyczajnie unosił się pośród obłoków. Wyspa sunęła dosyć szybko, ale brunetka nie odczuwała związanego z tym dyskomfortu. Usiadła na kamieniu i dokończyła konsumpcję owocu. Nagle przed dziewczyną pojawiła się postać. Z początku niewyraźna i zamglona, powoli nadchodziła. Była to kobieta o długich, lśniących włosach koloru wieczornego nieba. Mieniły się od pomarańczy, różów przez błękit, aż po ciemny granat i czerń. Oczy miała koloru nefrytu. Wyglądała bardzo młodo, ale Veronica nie była pewna, ile istota ma lat, ponieważ twarz kobiety miała bardzo doświadczony i mądry wyraz. Uśmiechnęła się, a ten gest był najpiękniejszą rzeczą, jaką można sobie wyobrazić.
- Jestem Sofii - odezwała się melodyjnym głosem.
- Mój Speculo!
- Nie jestem t w o j a. Nie jestem niczyja. Teraz jesteśmy jednością.
Głos Sofii był tak czysty i piękny, że Veronica pragnęła, aby istota nie przestawała mówić. Wstała, podeszła do niej. Kobieta wyciągnęła ręce i przytuliła ją. Stały tak przez chwilę, gdy Veronica odezwała się cicho:
- Nareszcie wróciłaś.
I rzeczywiście. Czuła, jakby odnalazła coś, czego od dawna szukała. Cząstkę siebie, cząstkę duszy.


***

Veronica leżała na łóżku, tempo patrząc w sufit. Była bardzo zmęczona. Ba! Wyczerpana. Mimo znużenia, nie mogła doczekać się wypadu do biblioteki razem z Patrickiem.
- Coś się stało, że tak się nie odzywasz? - zapytała cicho Susan, przerywając lekturę.
Veronica nie odpowiedziała. Spojrzała na koleżankę i lekko przechyliła głowę, mrużąc oczy. Była zdziwiona, że Susan, która przez krótki czas znajomości odezwała się zaledwie kilka razy, teraz rozpoczynała rozmowę.
- Jestem bardzo zmęczona. Chwilę temu wróciłam z zajęć magii, wcześniej przeżyłam lekcję mentalności. Zaraz mi mózg wyparuje!
- Musi być ci ciężko.
- Jeszcze tydzień temu nie wierzyłam w nic, co mówił Dowódca, teraz sama tego doświadczam...
- Jak było na zajęciach magii?
- Całkiem dobrze! Nie jest to tak trudne, jak sądziłam. Wystarczy odpowiednio uformować swoją Energię. Najtrudniej jest ją pochwycić, ale Mistrzyni Kate powiedziała, że przy moich osiemnastu procent magii będę mogła być całkiem dobra. Coś się stało, Susan?
- Ehhh.. nie, nic. Po prostu zamyśliłam się. - Odpowiedziała czarnowłosa, siadając. Podniosła poduszkę i wtuliła się w nią, podciągając nogi do piersi.
- Susan to takie ładne imię - powiedziała po chwili.
- Dziękuję. Mój ojciec jest ambasadorem i był kiedyś w świecie Aliudów. Musiał wyczyścić pamięć pewnej kobiecie imieniem Susan. Pewnie stąd to imię.
- Dlaczego musiał to zrobić?
- Podobno zobaczyła, jak otwierał się jeden z portali. Czasem robią to samoczynnie, ale nie wiemy dlaczego. Nie wiadomo nawet, skąd się wzięły. Tylko dzięki odpowiedniemu zaklęciu można je w niewielkim stopniu kontrolować. Ta kobieta była dziennikarką, czy jak to się u was mówi. Chciała wszystko opisać w gazecie. Nie mogliśmy na to pozwolić.
- No tak, rozumiem...
- Część osób wierzy w Osobę Władającą Portalami.
- To Bóg?
- Nikt tego nie wie, ale podobno istnieje istota, która może okiełznać przejścia między wszystkimi wszechświatami. Niektórzy twierdzą, że pochodzi ze świata, który powstał jako pierwszy, a raczej... istniał od początku. Tam zabiera zasłużonych ludzi po śmierci.
- Taki raj?
- Coś w ten deseń, choć nie byłabym taka pewna, czy jest tam tak pięknie. Nie wierzę w rzeczy idealne.
- A co z tymi, którzy sobie nie zasłużą?
Susan zamilkła, wpatrując się w Veronicę dużymi, błękitnymi oczami.
- Wiara z Osobę Władającą Portalami jest wybiórcza. Tak samo odnośnie raju. Nie wszyscy uznają jego istnienie. Nikt jednak nie wątpi w piekło.
- To...
- Upadli. To dzieje się ze złymi ludźmi.
Łuczniczka urwała temat, wracając do lektury. W pokoju nastała złowroga cisza. Po kilku, dłużących się minutach, Veronica poczuła, że musi przerwać dźwięczące jej w uszach milczenie.
- Co czytasz?
- Podręcznik historii - odpowiedziała Susan pokazując koleżance okładkę książki. - Mam jutro wykład. Podobno mają przepytać kilka osób.
- Zapomniałabym! - Veronica, zeskoczywszy z posłania, rzuciła się do drzwi.
- Co się stało? - Susan odłożyła książkę na bok, lustrując koleżankę zaniepokojonym wzrokiem.
- Ach, nie! Nic takiego.
Zaczęła tłumaczyć, zbierając się do wyjścia.
- Zapomniałam, że Victor... To znaczy Mistrz Przyboczny... Zupełnie wypadły mi głowy moje zajęcia dodatkowe! Podobno ma mi pożyczyć kilka książek i wytłumaczyć kilka rzeczy.
- Nie dziwię się. Masz wiele do nadrobienia.
Głos łuczniczki zderzył się z drzwiami, Veronica bowiem zbiegała już po schodach. Miała problemy z odnalezieniem się na terenie Uniwersytetu. Na miejsce dotarła więc nieprzyzwoicie spóźniona. Dopadła do odpowiednich drzwi, zasapana wparowała do środka.
Wewnątrz znajdował się tylko Victor. Ubrany, jak zwykle, w czarną szatę bez rękawów, wertował strony w jednej z grubych ksiąg. Veronica już w progu chciała przeprosić za niezjawienie się na czas, zrezygnowała jednak, gdy mężczyzna uniósł głowę, witając ją promiennym uśmiechem.
- Trudno się tu odnaleźć, co? - Zaśmiał się, zanim jeszcze wojowniczka zdołała cokolwiek powiedzieć. - Sam mam czasem problemy w dotarciu do niektórych sal. Siadaj. - Wskazał jej krzesło obok siebie. - Jak się czujesz?
- Teraz czy ogólnie? Bo, szczerze mówiąc, motanie się po korytarzach trochę mnie zmęczyło.
- Ale poza przyspieszonym tętnem dajesz radę?
Veronica wbiła wzrok z podłogę.
- Musisz zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy będą przyjaźnie nastawieni. Jesteś w końcu...
- Kimś obcym? Tylko Aliudem? - dokończyła. - Nie pasuję tu. To był błąd.
- A jak czujesz się po pierwszej lekcji mentalności?
- Cóż, to...
Spąsowiała.
- Widzę, że ci się udało. Jak możesz mówić, że popełniłaś błąd, skoro powołałaś Ducha Miecza? Potrzebujesz czasu, Vera, nie dziwię się. Tylko nie poddawaj się tak łatwo, dobrze?
- Postaram się.
- Chciałem ci powiedzieć coś więcej o Energii Duchowej. Zdajesz sobie pewnie sprawę z zaległości, jakie musisz nadrobić...
- Wolę nawet nie pytać.
- Zabierzmy się więc do pracy! Tutaj masz kilka książek, które mogą okazać się pomocne. - Wskazał na jeden ze stosów tomów. - W wolnym czasie warto przeczytać.
- Victor... Natknąłeś się kiedykolwiek na podobny przypadek? - Wskazała na kolor swojej szaty.
- To nic dziwnego, że dali ci za dużą. Wystarczy wymienić rozmiar...
Zaśmiała się.
- Cóż... Jeśli chodzi o niecodzienną specjalizację, jesteś jedynym przypadkiem, z jakim się spotkałem. Naprawdę nie wiem, czym to może być spowodowane, już się nad tym zastanawiałem. Obiecuję, że poszukam jakichś informacji, kiedy tylko będę miał czas, zgoda? Dziś chciałem ci wyjaśnić ogóle działanie Energii Duchowej, bo nie jest to aż takie proste do pojęcia, a na pewno przyda ci się na kolejnych zajęciach. Energia Duchowa nie jest potrzebna podczas walki. Można atakować i bez niej, lub szkolić się w odpowiedniej dziedzinie i osiągnąć mistrzostwo. Trening to nieodzowna część ludzkiego życia. Nie umiemy nic od razu, do wszystkiego trzeba dojść ciężką pracą, lecz talent sprawia, że niektórym przychodzi to o wiele łatwiej. I tu właśnie ujawnia się różnica w wielkości posiadanej Energii Duchowej. Potencjał można dobrze zobrazować na podstawie łucznictwa. Strzelec, aby trafić w cel, musi się skoncentrować i wycelować. W tym przypadku Energia Duchowa może o tyle pomóc, że samo skupienie się i określenie celu w zupełności wystarczy. I tak łucznik o dużej Energii Duchowej nie musi celować, pod warunkiem, że jest on wyszkolony i umie korzystać ze swojej mocy. Wystarczy, że określi cel w swoim umyśle i w skupieniu wyśle tam strzałę. Dodając do lotu pocisku Energię kieruje ją do właściwego celu. W przypadku, gdy łucznik ma opanowaną tę umiejętność, strzały mogą zmieniać kierunek, w zależności od upodobań strzelca. Mistrzowie mogą nawet manipulować pociskami na ogromne odległości i, przy korzystnych warunkach, czasem kilkoma naraz. Natomiast łucznik o mniejszej Energii Duchowej musi się bardziej skoncentrować i wycelować. Umiejętność kierowania lotem strzały przychodzi mu o wiele trudniej i nie ma szans w tej dziedzinie z kimś o większej Energii. Widać wyraźnie, że same chęci to nie wszystko. Trzeba mieć talent, w tym przypadku duże zasoby Energii Duchowej, aby osiągać zadowalające wyniki. Jeśli więc jesteś uczniem o niewielkiej mocy, będzie tobie trudniej i twój trening potrwa dłużej. Nie oszukujmy się - będziesz nieco słabsza. Podobnie jest w przypadku walki. Jeśli chodzi o magię, sprawa jest oczywista. Im więcej posiadamy Energii, tym trudniejsze zaklęcia mogą się powieść, tym silniejsze będą ciosy i wytrzymalsze bariery.
- Jaką Energię uznaje się za słabą lub silną?
- Przyjmuje się, że Energia Duchowa w danej dziedzinie od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu procent jest przeciętna. Przy treningu uczeń o takim zasobie mocy może stać się dobrym wojownikiem. Lepszy wynik przyjmuje się od siedemdziesięciu do osiemdziesięciu procent, a mistrzostwo, które osiągają bardzo nieliczni od dziewięćdziesięciu do stu procent. Takie przypadki nie zdarzają się jednak zbyt często.
- Młodzi geniusze?
- Wszyscy jesteśmy w szoku, że przy jednym Wykryciu poznaliśmy dwie takie osoby. Ten nabór był najbardziej zaskakującym od kiedy sięgam pamięcią. No, może z wyjątkiem mojego własnego.
- Byłeś młodym geniuszem? Jak właściwie zostaje się mistrzem wyższej rangi?
- Młodzi geniusze mają szansę zostać Mistrzami Naczelnymi, choć część z nich wybiera karierę wojskową, zostają ambasadorami lub strażnikami muru. Same prestiżowe zajęcia!
- Myślałam, że każdy kadet uczony jest walki, nie tylko ci, którzy wstępują do armii.
- I słusznie. Ale wojskowi mają większy rygor po zakończeniu szkolenia. Niektórzy złośliwie mówią, że tylko przedłużenie Uniwersytetu. Są naprawdę znakomitymi żołnierzami.
- A jak jest z Mistrzami Przybocznymi?
- Mistrz Przyboczny nie jest obowiązkowym urzędem. Kiedy ktoś wykazuje odpowiednie cechy, powołuje się go na zastępcę... nie. Bardziej pomocnika Dowódcy.
- Co masz na myśli?
- Wódz nie ogranicza się do stu procent. Może się rozwijać w każdym kierunku i we wszystkich specjalizacjach osiągać znakomite wyniki. Energię Duchową w tym przypadku nie określa się w procentach. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Jak dojść stąd na arenę?
- Wierz mi, Vera. Czego, jak czego, ale areny walk nie możesz nie zauważyć.


***

Arena okazała się kopułą, która już wcześniej zwróciła uwagę Veronicy. Zanim wojowniczka opuściła Victora, poinformował ją, właśnie na arenie odbywa się większość treningów fizycznych. W tej przestrzeni można całkowicie modyfikować powierzchnię, pogodę oraz zasoby fauny i flory.
Tym razem ponad połowę areny zajmował dość gęsty las. Resztę stanowił plac wysypany żwirem i piaskiem. Kiedy Veronica weszła na arenę, poczuła, że nawet klimat w ośrodku szkoleniowym wydaje się być inny. Powietrze było cięższe, wilgotne. Pot przylepiał szatę do ciała dziewczyny.
Kto wybrał te warunki na pierwszy trening?”
On. Mistrz Danny.
Rozległ się gong oznaczający zbiórkę. Kadeci posłusznie ustawili się w szeregu, twarzą do prowadzącego. Mężczyzna zdawał się nie zwracać na wojowniczkę szczególnej uwagi podczas krótkiego przemówienia oraz wydawania rozkazów. Veronica miała jednak wrażenie, że kątem oka sprawdzał, czy daje radę spełnić jego polecenia. Starała się więc z całych sił dorównać innym uczniom. Po szybkiej, aczkolwiek wyczerpującej, rozgrzewce Mistrz rozkazał kadetom ustawić się w okręgu wokół niego. Stoją pośrodku, pokazał techniki podstawowych uderzeń. Rozdawszy kadetom drewniane pałki, polecił, aby każdy spróbował powtórzyć jego ruchy: kilka metod ataku, różne warianty osłon i blokad oraz style prostych kontrataków. Ćwiczyli przez ponad półtorej godziny.
Veronica była okropnie zmęczona. Włosy lepiły jej się do mokrej od potu twarzy. Sztucznie wygenerowane warunki pogodowe nie sprzyjały jej kondycji. Dodatkowo nie była aż tak przyzwyczajona do nowych parametrów tego świata. Sport nigdy nie był jej słabą stroną. Od zawsze lubiła biegać, grać w gry zespołowe na zajęciach fizycznych w szkole. Niemniej, jej wcześniejsze doświadczenia nie były nawet odrobinę tak wyczerpujące jak trening Mistrza Danny'ego.
Kadeci ćwiczyli w parach, zmieniając się co kilka rund. Brunetka miała okazję walczyć z chłopakami o wiele wyższymi i silniejszymi od siebie. Doznawała wtedy wielu bolesnych ciosów, których nie potrafiła zblokować ani uniknąć. Miała poobijane żebra, domyślała się wielu siniaków po zakończeniu treningu.
Dobrze podejrzewałam, że nikt nie będzie dawał mi forów. To dobrze, nie wiadomo, jak zareagował by na to Mistrz Danny.”
Kilku chłopaków okazało się być nieco słabszymi od pozostałych. Mierząc się z nimi, Veronica czuła, że ma choć odrobinę szans na wygraną. Nie zdarzało się to jednak zbyt często. Zazwyczaj to ona upadała na wysuszony piasek areny, ciężko dysząc, z bolącymi kończynami i poobijanym ciałem. Im większej ilości porażek doświadczała, tym mocniejsza frustracja ją ogarniała.
- Współczuję jej... - mruknął chłopak o długich, ciemnych włosach i lekkim zaroście.
- Co ci, Raph?
- Wyobraź sobie, Isoshi, że ona nie miała wcześniej doświadczenia w walce. Dla niej wszystko jest tu nowe!
- Moim zdaniem – oświadczył skośnooki Isoshi – Dowódca nie powinien się zgodzić na przypisanie jej do specjalizacji walki...
- Wykrycie oświadczyło wyniki, nie mogli go przecież kwestionować przy wszystkich!
W kierunku dziewczyny posyłano wiele niezadowolonych spojrzeń. Od czasu do czasu ktoś wygłaszał niesmaczne uwagi, zaczepne komentarze. Mistrz Danny nie reagował, żaden z kadetów nie próbował jej bronić.
- Nie martw się, Vera – pocieszał ją Alberth.
- To tchórze, nie chcą się sprzeciwiać Mistrzowi...
Nadszedł czas na kolejny pojedynek. Veronica tym razem miała mierzyć się z niskim kadetem w okularach, którego zapamiętała przez nieprzyjazne komentarze, jakie wygłaszał podczas jej pierwszego pobytu na stołówce w akademiku. Zaraz na początku walki wojowniczka wzięła silny zamach, by następnie celnie uderzyć przeciwnika w splot słoneczny. Chłopak zwinął się z bólu, upadłszy na piasek. Brunetka krzyknęła, przestraszywszy się skutecznego ataku. Zdecydowanie nie sprawiało jej przyjemności krzywdzenie innych. Czuła się źle, zadając ból. Zdawała sobie sprawę, że musi intensywnie ćwiczyć, a rany i błędy będą nieodzowną częścią lekcji. Jednak, gdy chłopak chwycił się za klatkę piersiową, próbując złapać oddech, poczuła się zagubiona. Zrobiła krok w kierunku leżącego i wyciągnęła ku niemu rękę, odrzucając soją broń.
- W-wszystko w porządku? - zapytała nieśmiało.
Podszedł do niej jeden z najsilniejszych i najsprawniejszych chłopaków w jednostce - Poul. Wykręcił dłoń, którą Veronica wyciągała w kierunku pokonanego. Dziewczyna pisnęła z bólu, a chłopak zaśmiał się.
- Nie lituj się nad słabszymi i pokonanymi!
Syknął jej do ucha. Czuła na skórze nieprzyjemne ciepło jego oddechu.
- Nie możesz bać się kogoś skrzywdzić. Na tym to wszystko polega. Silniejszy ma prawo władzy nad słabymi.
Puścił rękę dziewczyny, lecz jeszcze przez chwilę stał niepokojąco blisko przy niej, śmiejąc się wprost do jej ucha. Poklepawszy ją po policzku, odwrócił się. Bruneta rozmasowała obolałą dłoń, patrząc jak Poul odchodzi pewnym krokiem.
Ma rację. Nie mogę się więcej wahać.”
Po przerwie Danny podzielił uczniów na dwie grupy, które oznaczył kolorami: zieloną i niebieską. Każdy z kadetów dostał barwną szarfę oznaczającą jego przynależność do jednej z drużyn.
- Jak będziemy walczyć w grupach, skoro nie poznaliśmy żadnych układów, szyków ani strategii? Przed chwilą walczyliśmy tylko jeden na jednego drewnianymi pałkami. Miecz to coś innego!
- Chcę zobaczyć, jak sobie poradzicie. Na jakim jesteście poziomie - wytłumaczył Danny.
Veronica została przydzielona do drużyny niebieskich. Nie była zadowolona, ponieważ grupa zielonych już na pierwszy rzut oka wydała się być wyraźnie sprawniejsza i silniejsza. Dziewczyna wyciągnęła miecz z pochwy umocowanej przy pasie i pogładziła ostrze palcem.
- Musimy współpracować - usłyszała w umyśle.
Przestraszyło ją to. Odskoczyła do tyłu, popychając przy tym skośnookiego chłopaka i lekko kalecząc się w palec.
- Przyzwyczaj się, Jesteśmy jednością, często będziemy rozmawiać - to była Sofii.
- Przestraszyłaś mnie!
- Nie musisz przemawiać na głos. Wystarczy tylko, że pomyślisz o tym, co chcesz mi przekazać.
- No tak... przecież potrafisz czytać w myślach. Muszę się przyzwyczaić...
- Twój Duch Miecza jest kobietą? - zapytał z pogardą Mistrz Danny, odwracając się w kierunku wojowniczki..
- Tak. To Sofii.
- Kolejna anomalia.
Prychnął, obrócił się w miejscu i dodał, znacząco spoglądając na dziewczynę przez ramię:
- Takie przypadki powinno się leczyć, nie uczyć!
Ktoś w tłumie zaśmiał się, a Veronica spuściła wzrok.
- Gra, w którą dziś zagramy, nazywa się krippa. Polega na rywalizacji dwóch grupy na określonym terenie. Dziś pokażę wam wersję bez dowództwa, dlatego każda osoba jest niezależna i działa, jak chce. Oczywiście możecie też ustalić jakiś plan, choć przy waszym pojęciu o strategii będzie on gówno pomocny. Spotykając przeciwnika walczymy z nim, a wygrywa ta drużyna, która zdobędzie flagę przeciwnej grupy.
- Będziemy się zabijać? - przestraszył się niski chłopak o kręconych włosach, którego wcześniej pokonała Veronica.
- Postarajcie się nie. Pojedynek wygrywa uczeń, który... a zresztą zobaczcie!
Danny podszedł do jednego z chłopców, wyciągając broń. Przerażony uczeń cofnął się, zasłaniając się własnym mieczem. Mistrz z obojętną miną zaczął lekko uderzać. Kadet z trudem blokował ciosy, ciągle idąc do tyłu. Mistrz zaczął napierać na broń chłopaka, jedną ręką trzymając miecz. Przeciwnik zaparł się i oburącz próbował odeprzeć atak. Po chwili zaczęły się pod nim uginać kolana, łydki drżały mu z wysiłku, pot spływał mu strużkami po twarzy, kapał z nosa. Danny obrócił swój miecz i rękojeścią uderzył wyczerpanego kadeta w brzuch. Zmęczony wcześniejszym siłowaniem uczeń, odleciał do tyłu. upuszczając broń. Otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył podchodzącego Mistrza. Mężczyzna schylił się. Zebrał w dłoń fałdę szaty chłopaka, podniósł go wysoko nad ziemię. Następnie podłożył mu ostrze do gardła na tyle blisko, że szyja zaczerwieniła się lekko.
- Przegrałeś.
Oznajmił, puszczając przerażonego chłopaka na ziemię. Poszkodowany upadł na kolana ciężko dysząc, trzymał się za gardło.
- Start! - krzyknął Danny.
Nikt nie zareagował na rozkaz. Wszyscy patrzyli się w osłupieniu na pokonanego chłopaka.
- No, start! - powtórzył zniecierpliwiony Mistrz.
Kadeci zerwali się i popędzili w stronę drzew. Veronica biegła, rozglądając się za kryjówką. Nie zamierzała nikogo atakować. Wiedziała, że nie jest przeszkolona i przy pojedynku, nie będzie miała najmniejszych szans na wygraną. Podbiegła do krzaków i rzuciła się w ich gęstwinę. Odsapnęła chwilę, by następnie podczołgać się na skraj buszu. Po chwili, będąc na wpół zgiętą, podbiegła do wysokiego drzewa. Roślina miała dość nisko osadzone konary – wystarczająco, by wojowniczka mogła bez trudu się na nie wspiąć.
- Kryjówka doskonała! - pochwaliła ją Sofii.
- Liście zasłonią mnie przed wrogami.
W chwili, gdy dziewczyna szykowała się do wspinaczki, usłyszała za sobą kroki. Ktoś biegł w jej kierunku. Był coraz bliżej. Wojowniczka chciała uciec, lecz nieznajomy znajdował się tuż za nią. Schyliła się unikając pierwszego ciosu. Obróciła się i prędko wyjęła miecz. Przed nią stało dwóch chłopaków z przeciwnej drużyny.
- Cholera, jest ich dwóch!
- Zaufaj mi - odpowiedziała Sofii.
Veronica chwyciła mocniej rękojeść. Stanęła w odpowiedniej pozycji, gotowa na starcie. Przeciwnicy odsunęli się lekko od siebie, odcinając tym samym jedyną drogę ucieczki. Jeden z nich uśmiechnął się złośliwie. Veronica domyślała się, że czaili się na nią od początku gry. Wzięli ją za najsłabszego uczestnika.
- W końcu jestem dla niech tylko Aliudem!
Dziewczyna bez problemu zablokowała pierwszy cios. Jednak w tym samym momencie zaatakował drugi z przeciwników. Veronica mylnie oceniła sytuację. Chłopak podciął ją. Upadła, lecz zaskakująco szybko podniosła się i zrobiła unik.
- Cóż, musicie być bardzo odważni, skoro atakujecie we dwóch - wysapała.
Chłopacy zaśmiali się w odpowiedzi. Atakowali sprawnie i przemyślanie. Veronica blokowała większość ataków, lecz jej ofensywa nie przynosiła żadnych efektów.
- Nie dam rady...
Traciła siły.
- Damy!
Kątem oka zobaczyła, że jeden z nieznajomych zamachnął się mieczem. Zrobiła unik, lecz postąpiła odrobinę za późno. Napastnik rozciął jej szatę, a po ramieniu spłynęła strużka krwi.
- Kuźwa, jak szczypie...
- Skup się. Uważaj!
Jeden z chłopaków uderzył ją rękojeścią w głowę. Veronica zatoczyła się i upadła w krzaki, upuszczając miecz. Świat zaczął wirować, otoczenie stawało się coraz bardziej niewyraźne, aż w końcu wszystko przysłoniła ciemność.
Nie minęło dużo czasu, gdy Veronica usłyszała nad sobą czyjś głos. 
- Hej! Hej!
Wołał ją, ale ona wcale nie chciała wracać, sama nie wiedziała dokąd. Błogi stan spokoju przerwał ostry ból lewego ramienia. Skronie zapulsowały jej i dziewczyna zrozumiała, że chcąc nie chcąc, opuszcza właśnie to dziwne miejsce względnego spokoju. Poczuła zapach mokrej trawy. Wciąż słyszała obok siebie głos, który podchodził coraz bliżej i bliżej. Twarde gałązki wbijały jej się w plecy, godziły w posiniaczone łopatki.
- Obudzisz się w końcu?
Ktoś potrząsnął nią za ramiona.
Powoli otworzyła oczy i ujrzała nad sobą czuprynę rudych włosów.
- Alberth...?
Wykrztusiła, po czym znów przymknęła powieki.
- Nie zasypiaj! Obudź się! - Lekko poklepał ją po policzku.
Veronica niechętnie uchyliła jedną z powiek i usiadła z pomocą kolegi.
- Boli mnie głowa...
- Nie dziwię się! Mocno cię poturbowali. Gra się już skończyła. Przegraliśmy, ale to było wiadome od początku. Wszyscy zeszli się z powrotem na plac, oprócz ciebie i jeszcze jednego chłopaka. Mistrz nie kazał was szukać, ale po zbiórce postanowiłem cię znaleźć. Danny twierdzi, że słabi są ciężarem dla uzdolnionych i powinni dostać nauczkę.
- Mam w głębokim poważaniu, co Mistrz twierdzi!
Alberth zaśmiał się smutno i pomógł wstać koleżance. Podał jej miecz. Dziewczyna wsłuchiwała się przez chwilę w szum deszczu, uderzenia kropel o liście.
- Pada?
- Istnieje zasada, że pomiędzy treningami, gdy arena nie jest zajęta przez trenujących, warunki pogodowe są na niej identyczne, jak na zewnątrz.
- Aby nie marnować Energii Duchowej?
- Coś w tym stylu. Lekcja skończyła się, bariera pogodowa już nie działa. Zmywajmy się stąd, zanim rozpada się na dobre.


***

Echo kroków Patricka i Veronicy odbijało się po całym holu.
- Byłaś już kiedyś w bibliotece? - zapytał Patrick przerywając rozmyślania wojowniczki. - To naprawdę fantastyczne miejsce!
- Nie, nie miałam okazji.
Oprócz pierwszych chwil na tym świecie...”
Zawiesiła wzrok na sklepieniu akademika, podziwiając wirujące nad sufitem kule światła odbijające różne kolory. Wystarczył moment, by zagapiła się i potknęła o stopień. Chłopak chwycił ją za ramię, by nie upadła.
- Auć!
Veronica chwyciła się za rękę, gdy tylko odzyskała równowagę i rozmasowała je. Podwinęła lekko rękaw i zauważyła, że bandaż zabarwił się na czerwono.
- Co ci się stało? Nie wiedziałem przepraszam...
- Nie, to nic - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Ja tylko... graliśmy w krippę.
- Pierwszego dnia? No tak... Mogłem cię ostrzec! Mistrz Danny lubi straszyć pierwszaków ekstremalnymi treningami.
- To znaczy, że później będzie lżej?
- Nie liczyłbym na to...
Wyszli na dziedziniec. Powoli przestawało już padać. Kilka osób zebranych w małe grupki spacerowało pomiędzy kałużami. Wojownicy skierowali się w stronę bocznego wejścia na Uniwersytet.
- Danny chciał zobaczyć, jak sobie poradzimy! - powiedziała z przekąsem Veronica.
- Ćśś... nie tutaj. Nie mów publicznie takich rzeczy.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Przebywam w bibliotece dość często, a jeszcze nigdy nie natknąłem się na choćby najmniejszą wzmiankę o takim przypadku jak twój - mówił Patrick, patrząc przed siebie.
- Widzę, że cię to interesuje.
- I to jak! - potwierdził. - To tajemnica, która tylko czeka na odkrycie, to jest jak...
- Anomalia, jak to określił Mistrz.
- Vera, proszę cię, nie tu.
Pokręcił głową z dezaprobatą, pochmurnie marszcząc brwi. Irytowało go zachowanie wojowniczki, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie niosło takie obmawianie Mistrza Naczelnego w miejscu publicznym.
Weszli na Uniwersytet przez boczne wejście. Wąski korytarz pokryty był beżową farbą. Ta część budynku w ogóle nie przypominała wielkiej sali, w której odbyło się Wykrycie. Przejście było stare, z mniej efektownym wystrojem. Pod sufitem, w sporych odległościach od siebie, lewitowały kule światła, lecz mimo to, korytarz pozostawał w półmroku.
Biblioteka była miejscem bogatym w swojej skromności. Umiejscowiona została w jednej z wież budynku. Na planie koła, na kilku piętrach, stały półki uginające się pod ciężarem opasłych tomisk, pergaminowych zwojów, broszur oraz mniejszych książek. Veronica odniosła wrażenie, że gdyby czytać po kilkanaście egzemplarzy dziennie, nie zapoznałaby się nawet z połową dobytku biblioteki przez całe życie. Na parterze, pośrodku, stał okrągły kontuar, za którym siedziała starsza pani zajęta lekturą. Nad sufitem unosiło się mnóstwo kul światła. Były niewielkich rozmiarów, jednak dawały odpowiednie oświetlanie – nastrojowe, zdrowe, naturalne. Na widok bibliotekarki Patrick przyłożył dłoń do serca. Veronica poszła w jego ślady.
- Witaj Patricku, a to...
- To Veronica. Jest z zimowego naboru.
- Pomóc wam w czymś? - spytała staruszka.
- Na razie nie, ale dziękujemy - po chwili zwrócił się do koleżanki. - Chodź, Vera, pokażę ci coś.
Chłopak zaprowadził dziewczynę na trzecie piętro. Między regałami stały fotele, stoliki i drabiny. Wnętrze sprawiało wrażenie bardzo przytulnego, komfortowego zacisza.
- To dział utworów ze świata Aliudów. Czytałem pobieżnie kilka książek - oznajmił z dumą. - Witaj w wielkiej bibliotece Anuki!
Veronica w tym czasie przechadzała się między regałami, muskając opuszkami palców okurzone grzbiety książek. Rozpoznawała niektóre tytuły. Znalazła książki, które czytała całkiem niedawno, lub bajki przypominające jej dzieciństwo. Chłopak przyglądał się koleżance. Była zamyślona, ale rozumiał ją. Znalazła część swojego świata, do którego prawdopodobnie już nigdy nie wróci. Postanowił dać jej trochę czasu. Po chwili dziewczyna stanęła przy balustradzie i, opierając się o nią, spojrzała na kolegę.
- Skąd tyle ich macie? - Uśmiechnęła się.
- Wiele książek jest tutaj od bardzo dawna. Niektóre zostały przywiezione przez ambasadorów i odkrywców. Na Uniwersytecie jest nieobowiązkowy przedmiot wiedzy o innych światach.
- Jak dużo jest tych innych światów?
- Podejrzewamy, że wiele, lecz nie znaleźliśmy jeszcze do nich przejścia. Teleporty powstają samoistnie.
- Bez urazy - zaczęła powoli Veronica - ale jesteśmy od was bardziej rozwinięci w kwestiach technologii. Dlaczego więc to nie my pierwsi znaleźliśmy przejście do waszego świata?
- Być może dlatego, że nie znacie magii, albo po prostu nie przyjmujecie do świadomości, że coś może wykraczać poza wasze prawa. Jeżeli wierzysz, że coś jest niemożliwe, to takie właśnie to dla ciebie będzie.
- Możesz mi powiedzieć coś więcej o religii w Południowym Królestwie?
- Chodzi ci o Osobę Władającą Portalami? - Chłopak wypowiedział nazwę prawie szeptem, z wyraźnym namaszczeniem.
- Mam na myśli praktykowanie wiary. Jak to u was wygląda?
Chłopak zamyślił się.
- Nie jest to zbyt skomplikowane. Większość osób wierzy, a ukazuje to zwyczajnym szacunkiem. Raczej nie mamy żadnych stałych obyczajów religijnych... Może oprócz święta ostatniego dnia lata. Mieszkańcy dekorują wtedy domy, a wieczorem wysyłają ku niebu specjalne magiczne kule, wypowiadając życzenie.
- Do Osoby Władającej Portalami?
- Nie sądzę, aby spełniała ona czyjekolwiek marzenia. Nikt nie wie, kim jest, podejrzewamy, że swego rodzaju Stwórcą światów... Ale skoro jest tyle różnych portali, a za każdym z nich są miliardy stworzeń... Dlaczego miałbym sądzić, że przejmie się akurat moim marzeniem?
Pytanie bez odpowiedzi zawisło w powietrzu.
Po chwili kadeci przeszli do działu historycznego, który był co najmniej trzy razy obszerniejszy od działu, który odwiedzili przed chwilą.
- Może zaczniemy od kroniki? - zapytał Patrick, sięgając po opasły tom.
Usiedli wygodnie w bordowych fotelach. Długo kartkowali różne książki, czytając o elfach, orkach, krasnoludach, nimfach, różnych bitwach i odkryciach. Zatrzymywali się na dłużej przy ciekawych rozdziałach i artykułach.
Kiedy Veronica przeglądała książkę o historii miasta Geron, a Patrick czytał stare zwoje, dziewczyna natrafiła na coś, co bardzo ją zaciekawiło. Czytała na głos:
"Geron było do trzeciego tysiąclecia stolicą Anuki. Tam przeprowadzano Wykrycie dla wszystkich młodych."
Urwała.
- Który mamy teraz rok?
- 6139.
"Na początku milenium przeniesiono stolicę do Anuki z powodu zniszczeń w Geron spowodowanych najazdem orków. Od tego momentu wprowadzono też nowe zasady wykrycia.”
- Co o tym sądzisz?
- Ciekawe - zamyślił się. - Tylko jak Wykrycie wyglądało wcześniej?
- Tu nic o tym nie ma, a dalej piszą tylko o handlu.
- Dobrze byłoby znaleźć coś więcej na ten temat.
Spędzili w bibliotece całe popołudnie. Nie natrafiwszy na żadne wzmianki o wyjątkach w przydzielaniu specjalizacji, Wykryciu lub Energii Duchowej, wyszli z pomieszczenia.
- Gdzie mieszkają mistrzowie? - zapytała Veronica, chcąc rozładować posępną atmosferę.
- Część z nich ma swoje mieszkania w mieście. Niektórzy mają swoje apartamenty na Uniwersytecie. Nieczęsto ktokolwiek się tam zapuszcza, ale mogę ci pokazać, gdzie to jest...
Przeszli przez stare korytarze, schodami dostali się do reprezentacyjnej części budynku. Po przemierzeniu kilku pięter dotarli na miejsce.
- Dowódca ma do dyspozycji całą wieżę – zaczął przyciszonym głosem. - Reszta mistrzów mieszka tutaj. Wiem, że tam są apartamenty Mistrza Przybocznego, a to...
- Co to jest, Patrick?
Veronica wskazała na niewyraźny przedmiot leżący pod jednymi z drzwi. Z daleka wydawał się być pomięty, stary, podniszczony.
Chłopak niepewnie podszedł do egzemplarza, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu ewentualnych świadków.
- To książka.
Podniósł ją, obejrzał dokładnie ze wszystkich stron.
- Jest bardzo zniszczona...
Do uszu kadetów dotarł dźwięk czyichś kroków.
- Szybko!
Patrick wydał polecenie, rzucając się do ucieczki. Chwyciwszy Veronicę za rękę, pociągnął ją w boczny korytarz. Przywarli do zimnej ściany, tłumiąc głośne oddechy. Słyszeli silne bicie podnieconych serc, mając wrażenie, że odgłos okaże się zbyt donośny i przyczyni się do wydania ich. Stali blisko siebie, stykając się bokami ciał. Veronica poczuła wyraźnie ciepło bijące od Patricka. Chłopak nie puszczał jej dłoni, mimo że jego palce zaczęły się pocić. Swoim uściskiem zapobiegał drżeniu dziewczyny. Nie minęło dużo czasu, gdy im oczom ukazał się wydłużony cień przechodnia, prześlizgujący się niepokojąco blisko ich kryjówki. Po chwili zza rogu wyłoniło się kolejne odbicie. Veronica nieznacznie obróciła głowę, patrząc zaniepokojonym wzrokiem prosto w ciemne, niemal czarne oczy szatyna. Dostrzegła uniesienie się grdyki przyjaciela, gdy ten z trudem przełykał ślinę.
- ...być ogromnie wdzięczny za drugą szansę, jaką ode mnie otrzymałeś – rozpoznali głos Dowódcy. - Składałeś przysięgę i powinieneś był jej dotrzymać.
- Ja swojej części dotrzymuję. Sęk w tym, że to oni nie są przyjaźnie nastawieni i…
- Dałem ci żyć, pomimo twojego pochodzenia. Czyżbym okazał się nazbyt dobroduszny?
- Rozmawiałem z n i m i ostatnio - wszczął drugi z głosów. Był twardy, nieustępliwy i skądś znany Veronice. - Sprawy nie mają się dobrze.
Dowódca westchnął.
- Mów.
- Zgodzili się na ewentualny pakt, lecz stawiają wyraźne warunki. Mamy przejąć ich tradycje i zaakceptować ich hegemonię. Chcą też dostępu do naszych laboratoriów i wszystkich akt.
Zapadła cisza. Cienie zatrzymały się.
- To nie jest złe rozwiązanie... - przekonywał drugi z głosów.
- Wiesz co oznaczałoby to dla naszego państwa? Nasze akta zawierają ważne, tajne informacje. Nie wierzę, że nie wykorzystaliby tego później. Poza tym nie mógłbym zrezygnować z nauczania magii.
- Magia sama w sobie jest tylko iluzją, sztuczką dla słabych, którzy nie potrafią porządnie walczyć.
- Dobry argument, gdy nie umie się czarować. - Dowódca prychnął. - Większość dziewcząt musiałoby zrezygnować z nauki. Co powiedziałbym Veronice? Ściągnąłem ją tu i...
- A co jej powiesz, jeśli za rok, czy dwa rozpęta się wojna? To będzie istne piekło. Będą ginąć ludzie, a reszta trafi do niewoli. Ty będziesz zdychał w torturach, powoli i boleśnie. Staniesz się pośmiewiskiem.
Kto odważył się tak odzywać do Dowódcy?”
- Jako specjalista od walki już dawno powinieneś wiedzieć, że istnieją dwa rodzaje starć: w obronie życia i w obronie honoru, Mistrzu Danny.
Ponownie usłyszeli kroki, które tym razem zaczęły się oddalać. Kadeci wstrzymali oddech, gdy stąpanie ustało tuż przy skręcie w ich boczny korytarz.
Wie o naszej obecności?”
Gdy trzasnęły drzwi do jednego z apartamentów, Dowódca wznowił marsz. Wspiąwszy się po schodach, zniknął w swoich włościach.
- Za mną. Droga wolna. – Polecił Patrick, wychyliwszy się za róg.
Puścił dłoń wojowniczki, ruszył truchtem w stronę drzwi. W biegu schował znalezioną książkę do wewnętrznej kieszeni szaty. Nie zatrzymał się, kiedy wypadli na dziedziniec. Zamiast tego przeszedł prosto do akademika. Poprowadził Veronicę na drugie piętro do swojego pokoju.
Wnętrze prezentowało się podobnie do lokalu przypisanego wojowniczce, z różnicą przystosowania dla trzech kadetów i sporego bałaganu. Żadnego ze współlokatorów nie zastali w środku. Szatyn pośpiesznie zgarnął brudne odzienie i porozrzucane zwoje w jeden kąt, urządzając gościowi miejsce do spoczęcia. Przez chwilę siedzieli obok siebie w zupełnej ciszy. Obydwoje nie wiedzieli, co myśleć o podsłuchanej przed chwilą rozmowie.
- To był Mistrz Danny...
- Wiem – oznajmił krótko Patrick.
- Jak myślisz...
- Nie powinniśmy byli tam być!
Chłopak zacisnął pięści w geście bezsilnej złości.
- Już tego nie zmienisz.
- Mam poczucie, że usłyszeliśmy coś, co nie powinno do nas dotrzeć.
- Patrick... O czym oni...
- Sam nie wiem, Vera. Nie chcę pochopnie wysnuwać wniosków.
- Mówili coś o wojnie. Kim są o n i?
Patrick wziął głęboki oddech.
- Z ich rozmowy wynika, że Mistrz Danny pochodzi z... - głos mu się urwał.
- Północnego Królestwa – dokończyła Veronica. - Ale w takim razie, co...
- Vera! Nie powinniśmy tego słyszeć. Muszę... uporządkować myśli. Nie chcę o tym teraz rozmawiać.
Fala bólu zalała oblicze szatyna. Widać było wyraźnie cierpienie chłopaka związane z jego niesubordynacją.
- Nie powinienem był cię tam zabierać. I jeszcze zabraliśmy to...
Zza szaty wyciągnął pomięty egzemplarz krzywo zszytych, pożółkłych kartek.
- Co to za książka?
- "Energia Duchowa" – przeczytał tytuł.
- Może tu coś będzie - stwierdziła.
- Jeżeli mielibyśmy cokolwiek znaleźć, to najprędzej w tej książce. Czytaj na głos, ale nie za głośno – polecił szatyn, wręczając wojowniczce tom.
Okładka była nadpalona, pogięta. Cała książka wydała się wojowniczce niewymiarowa, niezwykle stara.
- Dobrze. - Otworzyła na pierwszej stronie.
"Energia Duchowa. Każdy ją posiada, a nikt jeszcze jej nie zdefiniował i raczej nie zdefiniuje. Ta moc istnieje, lecz jakby jej nie ma. Nie wiemy, czy można ją utożsamić z duszą. Nie wiemy, czy Energia Duchowa jest w nas, czy może po prostu my jesteśmy nią, albo ona nami. Prawdę mówiąc, nasza wiedza na ten temat jest bliska zeru. Jednak piszę tę książkę. Piszę o czymś, czego być może nigdy nie pojmę. Piszę o tajemnicy. Pewne jest to, że wiem na ten temat więcej niż inni i całą moją wiedzę przekażę tym stronom."
- To niesamowite! Brzmi jak pamiętnik! No i jest pisane ręcznie.
- To akurat nic dziwnego. Książki często pisane są odręcznie. Czytaj dalej - ponaglił ją Patrick.
Brunetka przewróciła kartkę i wznowiła czytanie.
- "Koniec" - przerwała na chwilę. - Tak nazywa się pierwszy rozdział. - Dodała, widząc zdziwioną minę kolegi.
Energia Duchowa po śmierci właściciela, najprawdopodobniej ulatnia się. Możliwe też, że zwyczajnie się rozkłada. Pojawia się pytanie: co dzieje się z Energią Duchową po śmierci człowieka? Jest pewne, że nie następuje żaden wybuch, nic się nie niszczy, a przynajmniej nic, co widzimy. Słyszałem o różnych wariantach i przypuszczeniach. Jedni twierdzą, że Energia uchodzi z ciała, ale nie wiedzą, co później się z nią dzieje. Inni uważają, że po prostu zostaje w ciele. Dla mnie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest opinia pewnej pół-elfki - uczonej pochodzącej z Naross. Twierdziła ona, że Energia Duchowa po śmierci właściciela uchodzi z jego ciała. Jako że nie może ona funkcjonować poza organizmami żywymi, w pierwszej kolejności przechodzi do pobliskich istot, a także roślin. Następnie, na zasadzie przepływu cząsteczek z miejsca o większym stężeniu, do miejsca o mniejszym stężeniu, Energia dąży do równowagi. Rozdziela się ona tak, by wypełnić niż. Jeśli jednak w pobliżu nie ma żadnych organizmów żywych, Energia, która musi mieć właściciela, przechodzi do materii. Przedmioty nie są zdolne do zachowania tej mocy, więc po pewnym czasie, rozkłada się ona. Wyjątkiem jest Lapi - specjalna odmiana skały, która pozwala na magazynowanie części Energi Duchowej.
Podsumowując: zabicie człowieka dla pozyskania mocy jest nieopłacalne ponieważ Energia dążąca do równowagi wszechświata, nie wstąpi w nas, a w otoczenie, ponieważ jesteśmy istotami żywymi posiadającymi najwięcej Energii Duchowej. Kłóciłoby się to z zasadą równowagi.”
Dziewczyna skończyła pierwszy rozdział i zadumała się przez chwilę.
- Ciekawi mnie, kim był ten pisarz.
- A jest napisane na okładce? - zapytał Patrick.
- Daniel Reven. Mówi ci to coś?
- Nie... a jaki jest rok wydania?
- Nie jest zaznaczone. Czy to możliwe, żeby autor jeszcze żył? - zapytała.
- Być może. W naszym świecie średnia wieku jest wyższa, niż w waszym. Teraz czytaj dalej.
- Rozdział drugi - „Ryzyko"
W szkołach uczą, że jeśli nie będzie się gospodarować (szkolić) dość dużej Energii Duchowej, może stać się ona niebezpieczna. I tak właśnie jest, ale dlaczego? Albo nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje, albo z jakiegoś powodu nie chcą o tym uczyć. Kilkadziesiąt lat temu (jak podają stare kroniki) w małej wiosce, pod miastem Sadon we Wschodnim Królestwie, urodził się chłopiec o dość dużym potencjale. Wioska była na tyle mała, że ówcześni mistrzowie, zapomnieli zbadać zasób Energii u tego dziecka. Nie wysłano go więc na Wykrycie, twierdząc, że nie ma on talentu magicznego. Gdy chłopiec dorósł, zaczął tracić nad sobą kontrolę i po pewnym czasie wymordował swoją rodzinę i sąsiadów. Został zabity, ale gdyby tego nie zrobiono, dalej popełniałby zbrodnie. Nie udało go się złapać w celach badawczych.
Może tak się stać jedynie w nadzwyczajnych przypadkach, ponieważ dziś jeszcze przed narodzinami bada się zasób Energii Duchowej.
Kiedyś, gdy nie było jeszcze Wykrycia, osoby o talencie magicznym dość często traciły nad sobą kontrolę. Dlatego skazywano je na banicję, lub mordowano. Te czasy nazywano Wiekami Ciemności. Trwały one aż do momentu, gdy Pierwszy Mistrz, będąc na wygnaniu, opanował sztukę kontroli Energii Duchowej. Od tego czasu świętujemy Wykrycie, a naszemu światu nie grozi z tej strony niebezpieczeństwo.
W Świecie Aliudów natomiast odnotowano tylko kilka takich przypadków w historii. Zazwyczaj mordowano po kryjomu takie osoby, lecz niektórzy zaszli za daleko, by móc jakkolwiek zaradzić katastrofie. Tacy ludzie mieli skłonności do wielkiej agresji i byli rządni władzy. Kilka takich osób doszło do swojego celu i spowodowało straszne konsekwencje w Świecie Aliudów, między innymi masowe mordy i wojny światowe. Działo się to zwłaszcza w czasie Wielkiej Epidemii w Trzech Królestwach, kiedy ambasadorzy zajęci walką z chorobą nie mieli czasu na likwidację niebezpiecznych osobników. Dziś unika się takich sytuacji, stara się nauczyć kontroli takich ludzi, lub blokuje się ich moc. Mowa tu o skrajnych przypadkach, a takie historie nie zdarzają się dziś prawie wcale. Jednak istnieje ryzyko, choć bardzo niewielkie, nie należy go ignorować."
- To znaczy, że mogłam stać się seryjnym mordercą...
Odłożywszy egzemplarz na łóżko, spojrzała Patrickowi prosto w oczy.
- Możliwe, choć jak pisze Reven, dzieje się tak w skrajnych przypadkach.
- Gdybym żyła kilkanaście lat wcześniej, najprawdopodobniej zabilibyście mnie... - urwała.
- Tego nie wiesz.
- Ale Dowódca zaproponował mi też zablokowanie mocy. Dlaczego Raven nic o tym nie pisze?
- Autor rozwodzi się nad tym tematem, wydaje się być kompetentny, sprawdza informacje... - ocenił szatyn. - O blokadzie nie wspomina ani słowem.
- Może to nowy wynalazek?
- Uczyli nas tego na poziomie edukacji podstawowej. Nikt nie wspominał, że to nowa metoda.
- Uważasz, że to kłamstwo?
- Z czyjej strony?
- Sama nie wiem...
Wojowniczka ponownie ujęła w dłonie książkę.
- Kto mógł ją zostawić na korytarzu?
- Zapewne któryś z mistrzów.
- Danny?
- Mało prawdopodobne, przecież on przyszedł później.
Veronica przerzuciła strony, znajdując spis treści. Następne rozdziały brzmiały równie interesująco:
"Wyczuwanie Energii Duchowej", "Wykrycie", "Działanie" i... - uwiązł jej głos w gardle.
- Co się stało? Vera?
Wyjątki – eksperymenty!”
Zaczęła kartkować stronice, szukając kolejnych zapisków. Z każdą stroną mina wojowniczki stawała się coraz bardziej nieokreślona. Zmarszczyła brwi, lekko uchyliła usta. Pobladła. W osłupieniu przyglądała się książce, wertując jej kartki. Po chwili odwróciła książkę w stronę kolegi.
- Patrick, ktoś chyba bardzo chciał ukryć jakieś informacje...
Veronica była blada jak ściana. Chłopak wziął książkę i przejrzał ją uważnie. Po chwili zrozumiał, dlaczego dziewczyna była taka zdenerwowana. Kartki z pozostałych rozdziałów zostały bezceremonialnie zniszczone. Niektóre z nich były zalane określoną cieczą, przez co zapiski wydały się rozmazane i niemożliwe do odczytania. Część stron ktoś wyrwał. Ich smutnie wiszące strzępy, kołysały się i połyskiwały magicznie. Żółte iskierki mocy sączyły się z naderwanego papieru i zlatywały na pościel. Kiedy zetknęły się z materią iskrzyły chwilę, a następnie wyparowywały. Ten widok był jednocześnie piękny i smutny.
- Veronica... tu dzieje się coś dziwnego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz