Rozdział 3

Kiedy następnego ranka Veronica obudziła się w pokoju innym niż ten z sierocińca, zaczęła się poważnie zastanawiać nad przyjęciem do świadomości wszystkiego, czego się wczoraj dowiedziała. Na poważnie. Do tej pory uważała wszystkie informacje za wymysł, zdarzenia za sen, ludzi za mary. Skłonna była nawet zapomnieć o Patricku, Dowódcy, Victorze i przerażającym cieniu, nazwanym przez Mistrza – dzieckiem piekła. Chciała tylko wrócić do domu i odpocząć.
Do domu? Do sierocińca chciałaś powiedzieć.”
Jaka przyszłość czekała na nią na tamtym świecie? Oklepana szkoła, nudna praca, przy odrobinie szczęścia godna starość. A tutaj? Tutaj otwierała się przed nią szansa nowego startu, który nigdy nie był jej dany na tamtym świecie.
Przy śniadaniu, które zjadła razem z Victorem w swoim pokoju, Mistrz Przyboczny przypomniał jej, że za kilka dni odbędzie się ceremonia przydzielenia specjalizacji - Wykrycia. Mężczyzna polecał brunetce uczestnictwo w święcie. Dziewczyna obawiała się tej chwili. Miało to być jej pierwsze praktyczne zetknięcie z magią tego świata. Mimo naturalnego strachu, chciała poznać swoją Energię Duchową. Była podekscytowana faktem, że ma możliwość dokonania czegoś niezwykłego. Nikt nie zmuszał jej do podjęcia decyzji o pozostaniu. Niezależnie od swojego wyboru, którego jeszcze nie była całkiem pewna, chciała choć trochę lepiej poznać nowy świat, zgłębić tajemnicę swojego potencjału. Wciąż zastanawiała się, z jakiego powodu akurat ona wykazywała się większymi perspektywami od swoich pobratymców. Dowódca powiedział jej, że może to być związane z jej korzeniami. Kto wie, może miała szansę dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie... Niestety nikt nie potrafił odpowiedzieć jej na to pytanie.
Po obiedzie, który Veronica zjadła w towarzystwie Victora, Mistrz Przyboczny zaproponował jej spacer. Tę opcję brunetka przyjęła z wielkim entuzjazmem. Wieczna ciekawość oraz ogarniająca nuda popychały ją do zbadania nowego świata. Podarowano jej tradycyjną, prostą tunikę, jaką nosili Anukijczycy. Dodatkowo założyła lniane spodnie sięgające do połowy łydki. Nogi wsunęła w wygodne buty z odkrytym wierzchem, w pasie przewiązała się klasycznym sznurkiem.
- Tutaj ludzie ubrani są nieco inaczej...
Zauważyła Veronica, gdy przechodzili przez korytarze Uniwersytetu.

- W tym miejscu masz do czynienia głównie z kadetami i Mistrzami. Wszyscy oni muszą nosić szaty w barwach odpowiadających ich profesjom. Tobie dałem zwyczajowy strój cywilny.

- Uniwersytet wydaje się być taki ogromny...
- To największy budynek w mieście! Zaraz obok koszarów... Ale to tutaj odbywają się najważniejsze ceremoniały.
- Koszary? Jak funkcjonuje armia?
- Dowódca wyznacza zwierzchnika, który zostaje Mistrzem Generałem. Sprawuje on władzę nad armią, czyli mistrzami, którzy po ukończeniu Uniwersytetu postanowili rozpocząć karierę wojskową oraz cywilami, którzy mają zbyt mało Energii Duchowej do rozwijania jej, ale chcą się zaciągnąć. Powstają osobne oddziały, mające swoich szefów, ale do tych spraw Uniwersytet stara się już nie mieszać.
Wyszli na zewnątrz. Znajdowali się na znacznej wielkości, brukowanym placu, z którego prowadziły ścieżki w kierunku parku oraz kilku innych budynków.
- Tam jest akademik. Mieszkają tam wszyscy kadeci. Mistrzowie mają swoje kwatery w głównym budynku. Tam jest mała sala treningowa...
- A ta lśniąca kopuła?
- Tego dowiesz się później.
Victor obdarzył towarzyszkę szerokim uśmiechem.
Brunetka z zaciekawieniem spojrzała na obiekt – półkula wkopana w ziemię. Była bardzo dużych rozmiarów i na pierwszy rzut oka wydawało się, że jego kopuła jest przeźroczysta. Im bardziej się przyglądała, tym wyraźniej zauważała dziwne falowanie na jej powierzchni, jakby ściany zostały otoczone polem siłowym. Nagle z budynku wypadła grupka zziajanych kadetów ubranych w bordowe szaty. Śmiali się, popychali, głośno rozmawiali. Na widok Mistrza Przybocznego z szacunkiem położyli dłoń na sercu i skinęli głową.
- To wojownicy?
- Dokładnie tak. Noszą bordowe szaty zgodne z ich specjalizacją. O ile dobrze widzę... to jednostka z trzeciego rocznika, naboru letniego. Możliwe, że wypatrzysz gdzieś swojego znajomego.
Po chwili konsternacji brunetka rozpoznała w uśmiechającym się do niej z daleka szatynie Patricka. Chłopak jednak zniknął z jej pola widzenia, gdy, podążając za resztą kadetów, zniknął za drzwiami akademika.
- Dlaczego właściwie wysłano ucznia do świata Aliudów? Mówiłeś, że między światami mogą przechodzić jedynie przeszkoleni ambasadorzy.
- Chłopak jest bardzo zdolny. Jest dopiero na trzecim roku, a już osiąga niesamowite wyniki. Postanowiono go wyróżnić, dać szansę się wykazać. Słyszałem wiele o jego postępach. Podobno dostał propozycję, aby w przyszłości, po ukończeniu nauki szkolić się dalej na ambasadora.
- To prestiżowa pozycja?
- I to jak! Dla kogoś takiego jak stwarza wielkie możliwości rozwoju.
Wyszli poza teren Uniwersytetu, który otoczony był ogrodzeniem zbudowanym z powbijanych w ziemię, ostrych pik. Przemieszczali się po głównej ulicy, wysadzanej znacznych rozmiarów kamieniami. Ludzie na ich widok rozsuwali się na boki, z respektem skłaniali głowy, wykonywali charakterystyczny gest związany z sercem. Większość spojrzeń z ciekawością świdrowało kroczącą za Mistrzem brunetkę.
- Wiedzą o moim pochodzeniu? - zapytała szeptem Veronica.
- Nie, ale podejrzewam, że jeśli zostaniesz, będzie tylko kwestia czasu, aż się zorientują.
Po obu stronach piętrzyły się ciasno zbliżone do siebie budynki. Większość domków była zbudowana w stylu szachulcowym, tworzyły sieć wąskich przejść. Żaden z domów nie miał więcej niż dwóch pięter, dzięki czemu majestatyczne rysy Uniwersytetu wciąż wyraźnie rysowały się nad miastem. Z parapetów zwisały ku przechodniom kolorowe kwiaty, w innym miejscu stworzono cudne girlandy. Przeszli obok targu, gdzie tłum krzyczał, miejscowi targowali się, dzieci chlapały się wodą z fontanny.
- Tak tu czysto...
- Jesteśmy w szanującej się dzielnicy. Niestety na obrzeżach miasta, po zachodniej stronie, są slumsy. Tam nie radzę się zapuszczać.
- A co to za budynek?
Wskazała na wyróżniającą się spośród innych, betonową konstrukcję.
- Ach, to! Departament Rozwoju... Bada się tutaj przyrost, sprawy związane z gospodarką, mieści się też tutaj archiwum.
Veronica potrząsnęła ramionami. Na jej twarz wstąpił serdeczny uśmiech.
- Przyjemnie tu – przyznała. - I całkiem ciepło.
- Pory roku w naszych światach nie są kompatybilne. Klimat jest dość umiarkowany, istnieją jedynie nieznaczne różnice, pewnie zauważyłaś... Kiedy u was rozpoczyna się późna jesień, my witamy pierwsze cieplejsze dni.
- Wspaniale, że ominęła mnie zima!
Victor miał rację. Istniały różnice w klimacie i atmosferze obu światów. Veronica zdołała przyzwyczaić się do panujących tu warunków innego światła, różnego od znanego jej do tej pory powietrza, a nawet zmienionej grawitacji.
Minęło dość sporo czasu, zanim dotarli do obrzeży miasta, gdzie domy i kramy ustępowały miejsca przybytkom gospodarczym.
- Dokąd idziemy?
- Chcę cię zachęcić do pozostania w naszych skromnych progach.
- I w tym celu obejdziemy całe Południowe Królestwo?
- Pokażę ci najlepszą rzecz, która mogłaby cię przekonać...
- A to...
- To jest mur.
Nie była to jednak zwykła przegroda. Wysoka na kilkanaście metrów, zbudowana z podobnego do kopuły, falującego pola magnetycznego ściana pokryta była wieloma symbolami i znakami.
- To magiczne formuły, może kiedyś wyjaśnię tobie, co oznaczają, choć przyznaję się, części sam nie rozumiem. Zasada pierwsza: nigdy nie dotykaj muru. To mogłoby się źle skończyć
- A co z innymi miastami?
- Większe miasta także mają swoje ochrony, choć nie są tak... spektakularne. Anuki było pierwszą osadą, w której zainstalowano barierę. Nie chce się wierzyć, ile ten mur ma lat! Niestety wioski to inny temat. Muszą polegać na stacjonujących tam żołnierzach i pomniejszych runach nakładanych na drzwi domostw... Widzisz te strażnice?
- Chodzi tobie o wieże?
- Dokładnie. Tam przesiadują magowie, którzy opiekują się barierą od dziesiątek lat.
Mur wydał się brunetce niezwykły. Był częściowo przeźroczysty, przy bliższej penetracji widziała znajdujące się za barierą kamienie. Runy tworzyły skomplikowane wzory oraz słowa w starodawnych językach.
- Veronica, chcę żebyś mnie uważnie posłuchała. Za kilka dni odbędzie się Wykrycie. Do tego czasu musisz podjąć decyzję.
Mężczyzna zwrócił się do brunetki, ujął jej dłoń.
- Nic nie posiada wyłącznie jasnej strony. Obojętnie na jakim świecie, wszystko ma swoje wady. Południowe Królestwo też nie jest idealne. Gdybym miał zdecydować, to największą plagą tego świata są upadli. Skoro mamy mur, który może chronić cię przed dziećmi piekła, może zdecydujesz się pozostać?
- Nie wiedziałam, że upadli mogą pojawiać się także w moim świecie.
- Oczywiście, że mogą. Nie tylko my potrafimy korzystać z portali. Najwięcej potworów tam, gdzie jest ból i cierpienie.
- Walcząc z nimi...
- Walczysz dla lepszego świata.
- Brzmi, jakby wyrzekniecie się dawnej siebie było tego warte.
- Uwierz mi, że jest.

***



Poddenerwowana Veronica stała przed lustrem, zaplatając włosy w komfortowy warkocz. Specjalnie na tę okazje założyła podarowaną jej kamizelkę oraz długie spodnie związane u dołu rzemykami. Czuła się nieswojo. Nawet po kilku dniach nie mogła przyzwyczaić się do odzieży, jaką przynosił jej Victor.
Usłyszała delikatne stukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wszedł Mistrz Przyboczny, uśmiechając się promiennie do brunetki.
- Gotowa?
- Chciałabym... Chyba jak zwykle nie wyrobiłam się na czas...
- Przecież widzę, że wszystko przygotowałaś.
- Siebie nie przygotowałam. Nie wiem, czy podołam...
- Nie masz się czego obawiać, Vera – starał się ją pocieszyć, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Łatwo powiedzieć – odburknęła. - Mistrzu... - zaczęła.
- Do tej pory nie miałaś obiekcji, żeby zwracać się do mnie po imieniu – przerwał jej. - Mów mi po prostu Victor. I nie zwracaj na uwagi na docinki innych kadetów.
- Ale... - ustąpiła po chwili wahania. - Co, jeśli nie spełnię oczekiwań?
- Uniwersytet Anuki jest najstarszą uczelnią szkolącą mistrzów w całym królestwie. Co roku tworzone jest sześć jednostek kadetów: po trzy z naboru letniego oraz zimowego. Tym razem także zebrane zostaną trzy grupy zgadnie ze specjalizacjami.
- Łuczników, magików i wojowników?
- Dokładnie. W jednej jednostce jest miejsce dla około trzydziestu kadetów.
- Nigdy im nie dorównam!
- Zwróć uwagę na to, że nie jesteś zwykłym rekrutem. Inni, którzy okażą się zbyt słabi, odesłani zostaną do innych uczelni. - Victor ściszył głos. - Ciebie Dowódca chce mieć na oku. Pozwoli ci zostać, choćbyś miała być trzydziesta pierwsza w jednostce.
- A co potem?
- Co po szkoleniu? Po ukończeniu nauki kadeci otrzymują tytuły mistrzów. Otwiera się nimi kilka ścieżek: najlepsi będą mogli wstąpić do wojska, zostać naukowcami, może dostaną pozwolenie na nauczanie na uniwersytetach. Można też zostać ambasadorem i kto wie, może ciebie zobaczą w takiej roli. Nie broni się także powrotu do cywilnego trybu życia. Z takim tytułem można robić cokolwiek. Pamiętaj jednak, że tytuł mistrza zobowiązuje. W razie wezwania mistrz ma obowiązek chronić Południowe Królestwo i obywateli. Do tego zobowiązuje przysięga, którą składa każdy młody mistrz.
- Podjęłam już decyzję, Victorze – oznajmiła Veronica po chwili milczenia.
- Jesteś pewna? Nie będzie odwrotu...
- Kilka dni pobytu w tym miejscu dało mi do myślenia. Wiesz, że to nie jest dla mnie łatwe, ale chciałabym spróbować.
- Podziwiam cię z całego serca, Veronico. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak zachowałbym się w takiej sytuacji. Ale cieszę się, że dajesz nam szansę.
- Taka szansa nie trafia się dwa razy.
- Taka szansa nie trafia się przypadkowo.
Victor wyszedł, prowadząc dziewczynę na ceremonię. W drodze do wielkiej sali nie odzywał się zbyt wiele.
Pomieszczenie, które Veronica zapamiętała jako obszerną, pustą salę zostało zapełnione po brzegi krzesłami. Wiele osób siedziało już na swoich miejscach. Na wejście Victora młodzi wstali, z szacunkiem kładąc dłoń na sercu i skłaniając głowę. Wszyscy świdrowali wzrokiem brunetką kroczącą przy boku Victora. Rozległy się szepty.
Obca.”
Mistrz Przyboczny wskazał dziewczynie jedno z miejsc przy oknie. 
- Nie obawiaj się.
Mrugnąwszy przyjaźnie, zostawił brunetkę razem z innymi rekrutami, samemu kierując się ku podestowi. Wszyscy Mistrzowie Naczelni zajęli już swoje miejsca na podwyższeniu, zebrani czekali już tylko na Dowódcę. Władca nie kazał długo czekać rekrutom. Wszedł przez główne drzwi i przemierzył salę, głośno stukając butami. Na jego widok tłum umilkł. Wdrapawszy się po schodkach na podest, staruszek odwrócił się do przyszłych kadetów. Zebrani wstali i z szacunkiem położyli dłoń na sercu. Dowódca skinął głową, na co potencjalni uczniowie rozluźnili się.
- Witam was serdecznie na Wykryciu, które rozpoczyna ceremonię zimowego naboru na Uniwersytet w Anuki!
Rozległ się aplauz polegający, według tradycji, na uderzeniu prawą dłonią o wierzch lewej dwa razy. Staruszek gestem dłoni uciszył oklaski.
- Od wieków uczniowie przybywają w nasze mury, by zdobywać wiedzę i stawać się silniejszymi. Czekają was cztery lata ciężkiej pracy oraz wzmożonych wysiłków umysłowych. Poznacie tutaj co to przyjaźń, braterstwo, a przede wszystkim dyscyplina. Jak każe zwyczaj, młodzież mająca wysokie pokłady Energii Duchowej, kończy edukację podstawową i zaczyna uczęszczać na Uniwersytet. Jeśli ktoś z obecnych sądzi, że drzwi sukcesu stoją dla niego otworem, niech rozejrzy się dookoła. Jest wiele osób, które chcą wspiąć się na szczyt, dlatego pokażcie, że to w y a nie ktoś inny pierwszy dotrze do celu. Macie duży potencjał, wykorzystajcie go.
Dowódca odetchnął, siadając na największym z foteli. Jego przemówienie wywarło wrażenie na wszystkich obecnych.
- Wyczytanych prosimy o podejście – dopowiedział Victor. - Życzę wszystkim sprzyjających naborów i owocnego terminu szkolnego.
Znów rozległy się oklaski.
Gdy aplauz przycichł, nastała gęsta cisza, opatulająca zebranych swoim napięciem. Po kolei wywoływano rekrutów, którzy podchodzili do podestu – tam czekali na werdykt.
- Heinn Witt! - Głos proszący kolejne osoby, wydobywał się jednocześnie znikąd i z każdego miejsca na sali.
Na środek wyszedł korpulentny chłopak o krótko przyciętych, jasnych włosach. Stanąwszy przed elitą Uniwersytetu, z namaszczeniem poczynił gest uznania i szacunku, kładąc dłoń na sercu.
Na fotelach siedzieli kolejno Mistrzowie Naczelni, Victor i Dowódca. Tych pierwszych, dziewczyna widziała po raz pierwszy w życiu. Wśród nich była kobieta w czarnej szacie z zielonymi wykończeniami. Miała ona kręcone, blond włosy, a jej cera była gładka, rumiana. Dama uśmiechała się pogodnie, dodając rekrutowi otuchy. Następny był mężczyzna przypominający Veronice Azjatę o ciepłym odcieniu skóry, małych oczach, płowej czuprynie i lekko spiczasty uszach, jak u elfów. Ubrany był w czarną szatę z niebieskimi dodatkami. Zaraz obok siedział postawny mężczyzna o krótko przyciętych, ciemnych włosach i równie ciemnych oczach. Na jego twarzy widniała okropna blizna. Miał na sobie był w czarną szatę z czerwonym pasem i zdobieniami w tym samym kolorze. Według dziewczyny wyglądał przerażająco.
Mistrzowie Naczelni wraz z Dowódcą i Victorem zamknęli oczy. Wpadając w stan medytacji, starali się odczytać potencjał stojącego przed nimi chłopaka.
Po chwili ogłosili wyniki, poczynając od kobiety.
- Magia: pięć procent.
- Łucznictwo: osiem procent.
- Walka: osiemdziesiąt siedem procent.
- Twoją główną specjalizacją będzie walka – podsumował Victor. - Gratulacje, Witt. Nikt chyba nie wątpi, że z tak wybitnym wynikiem znajdzie się dla ciebie miejsce w jednostce.
Rozległ się krótki aplauz. Chłopak wycofał się do krzeseł. Jego miejsce zajmowali kolejni młodzi. Niektórzy podchodzący byli zestresowani, pełni obaw, inni kroczyli pewnie, z podniesionymi wysoko głowami. Część osób nie spełniała oczekiwań, opuszczała salę ze łzami w oczach, przygarbionymi plecami. Nie dla wszystkich znalazło się miejsce w szeregach najzdolniejszych.
- Isoshi Ho!
Chłopak siedzący za Veronicą wstał i niemal potruchtał pod podest. Wydawał się być bardzo podekscytowany, nie mógł się doczekać wyniku Wykrycia.
- Magia: dziewięć procent.
- Łucznictwo: siedemnaście procent.
- Walka: siedemdziesiąt cztery procent.
Większość wyników była przeciętna, znalazło się też kilka osób wybitnie uzdolnionych.
- Susan Clutterly!
Drobna dziewczyna siedząca obok Veronicy podniosła się i niepewnym krokiem podeszła do podestu. Była niska, miała kruczoczarne włosy przycięte równo z żuchwą. Jej błękitne oczy wydawały się być pochmurne, małe usta zacisnęła w wyrazie skupienia.
Po zakończeniu medytacji, Mistrzowie Naczelni wymienili między sobą spojrzenia, kiwając głową z uznaniem.
- Magia : siedem procent.
- Łucznictwo: d z i e w i ę ć d z i e s i ą t procent!
Po sali przebiegł szum.
- Walka trzy procent.
- Gratuluję, Clutterly! Taki wynik... To nie zdarza się często! Wybitnie!
Dziewczyna spłonęła rumieńcem, Czym prędzej wróciła na swoje miejsce, ignorując niespokojne szepty rekrutów i rzucane w jej kierunku spojrzenia.
- Od kilku lat nie było tu młodego geniusza – Veronica usłyszała za sobą rozmowę dwóch przyszłych kadetów.
- O czym ty mówisz, Raphael? A Mistrz Lucas?
- Trafił na Uniwersytet jakieś pięć lat temu. Od tego czasu nikomu nie udało się osiągnąć wyniku dziewięćdziesięciu procent, lub wyżej.
- Takich ludzi nazywa się młodymi geniuszami nie bez powodu. Nie zdarza się to zbyt często.
- A słyszałeś o Mistrzu Lucasie? Ukończył Uniwersytet w trzy lata! Od razu zasypali go ofertami posad. Krążą plotki, że może zostać w przyszłości następcą Cypriana – kolejnym Mistrzem Naczelnym łucznictwa. Nie słyszałeś o tym, Isoshi?
- Nie dziwię się! Z jego wynikiem? Ile on miał procent... już nie pamiętam. Prawie pod stówę.
- Wyższego w całej historii Wykrycia nie pamiętam...
- Z wyjątkiem Dowódców i Mistrzów Przybocznych oczywiście.
- Ale to inna półka, Isoshi! Przecież oni nie ograniczają się do stu procent. Ciekawe, jak to jest... być wybitnym we wszystkim!
Dowódca zarządził cieszę. Gdy emocje nieco opadły, na środek wywołano kolejną osobę.
- Collin Halsson!
Tym razem Mistrzowie Naczelni także popatrzyli po sobie z zadowoleniem.
- Wyjątkowy rocznik – stwierdził Dowódca.
- Magia: jeden procent.
Veronica spodziewała się, że na tak niski wynik z zakresu magii rekruci zareagują śmiechem. Na sali zapanowała jednak grobowa cisza. Młodzi geniusze – jak nazywano osoby o znakomicie wysokim potencjale – zmuszeni byli poświęcić jedną profesję na rzecz drugiej. Taki wynik zapowiadał więc fenomenalną kontynuację w innych dziedzinach.
- Łucznictwo: d z i e w i ę ć d z i e s i ą t d w a procent! Niesamowite! - Cyprian, Mistrz Naczelny łucznictwa, niemal wstał z zachwytu. Był rozpromieniony, zachwycając się wynikami swoich przyszłych uczniów. Na radosną reakcję pół-elfa siedzący obok niego Mistrz Naczelny walki zareagował aroganckim prychnięciem.
- Walka: siedem procent.
Tym razem nie tak łatwo było uspokoić zebranych rekrutów. Po sali rozchodziły się szmery, niektórzy odważyli się na krzyki pełne przejęcia. Aby uciszyć młodych, Dowódca wzbił w powietrze kilka kul świetlnych, które z hukiem wybuchły nad głowami przyszłych kadetów.
Veronica niecierpliwie czekała na swoją kolej. Jednak gdy wyczytano jej nazwisko, nie była już pewna co do swoich zamiarów. Miała wrażenie, że bezpieczniej byłoby pozostać na swoim miejscu, z dala od środa sali, gdzie każdy mógł zmierzyć ją wzrokiem. Ją – obcą.
- Veronica Ridney! - Jej nazwisko odbiło się echem po sali.
Dziewczyna sama nie wiedziała, kiedy wstała. Jej nogi odruchowo poprowadziły ją do podestu. Dałaby głowę, że mając w tej chwili czysty umysł, uciekłaby. Patrzyła pod nogi, aby nie potknąć się na oczach elity. Kiedy doszła do celu, uniosła w końcu oczy na Mistrzów. Zlęknionym wzrokiem badała ich reakcję. W duchu dziękowała za to, że widownia znajduje się za jej plecami i nie musi patrzeć w oczy tylu ludziom. Victor uśmiechnął się pokrzepiająco do Veronicy. Dziewczyna położyła dłoń na sercu.
Na początku brunetka nic nie poczuła nic specjalnego. Dopiero po chwili, na granicy swojej świadomości, zdołała zauważyć czyjąś obecność. Poczuła się, jakby kilka osób naraz szeptało coś do niej, próbując wyczytać jej reakcję na wysyłane bodźce. Nie wiedziała, ile czasu minęło, od kiedy elita komisja zamknęła oczy, pogrążając się w transie, lecz ta chwila dłużyła się jej niemiłosiernie. Dziwna cisza przepełniona skupieniem trwała w nieskończoność. Mimo że Victor tłumaczył Veronice, na czym będzie polegać wykrycie, stresowała się na samą myśl, że ktoś może zbadać jej wnętrze. Nie wytrzymawszy presji, zaczęła kręcić się niespokojnie. Dlaczego ten stan trwał tak wyjątkowo długo? W przypadku poprzednich osób Wykrycie zajmowało Mistrzom zaledwie kilka chwil... W pewnym momencie Danny otworzył szeroko oczy. Był zaskoczony oraz oburzony. Pozostali także bez słowa wymienili spojrzenia.
Czyżby kolejny wysoki wynik?”
- To ta dziewczyna od Aliudów? - zapytał się Cyprian załamującym się głosem.
Veronica usłyszała za plecami okrzyki oburzenia. Przyszli kadeci żądali wyjaśnień.
To tyle, jeśli chodzi o anonimowość...”
- Domagam się ponownego wykrycia - odezwał się zdławionym głosem, Danny. - To nie może być prawda!
Victor przymrużył oczy. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się.
- To bardzo... dziwny i nieprawdopodobny wynik - odezwała się czystym, melodyjnym głosem kobieta.
- Masz rację, Elizo. Jesteś za tym, aby powtórzyć wykrycie? - zapytał pół-elf.
- Sama nie wiem, Cyprianie. To mało prawdopodobne, abyśmy się wszyscy pomylili, ale z drugiej strony taki wynik... - Pokręciła głową z niedowierzaniem.
Okrzyki na sali przybierały na sile. Dowódca zgromił zebranych kolejną kontrolowaną eksplozją magii, wprawiając salę w drżenie.
- Cisza!
Nikt nie odważył się więcej choćby pisnąć.
W odpowiedzi na pytające spojrzenia Victor wyjaśnił:
- Widzisz, Veronico, to... bardzo niecodzienny przypadek...
- Mało powiedziane!
Danny, który nie odrywał wzroku od dziewczyny, odezwał się:
- Nie zgadzam się! To musi być jakaś pomyłka! Ona nawet nie pochodzi z terenu Trzech Królestw! Jest zwykłym Aliudem! - dodał po chwili z pogardą w głosie.
Veronica cieszyła się, że nie musi oglądać min rekrutów na ogłoszoną przed chwilą prawdę o jej obcym pochodzeniu.
- Mistrzu Danny. - Upomniał go Dowódca, by następnie zwrócić się do wystraszonej dziewczyny. - Twoja specjalizacja jest osobliwym i niespotykanym wcześniej przypadkiem w historii Anuki. Twoja Energia Duchowa dzieli się w następującym układzie: osiemnaście procent magii, również osiemnaście procent łucznictwa, natomiast twoją główną profesją będzie walka. Sześćdziesiąt cztery procent mocy jest ustawionych w tym kierunku.
- W a l k a? Ale... czy walka nie była przypadkiem domeną... męską? - zapytała się zdezorientowana brunetka.
- Była, jest i taką pozostanie! - krzyknął Danny wstając gwałtownie. - Nie będę uczył takiego ścierwa! - Uderzył pięścią w stół.
- Mistrzu Danny - Mistrzyni Eliza odezwała się nieśmiało - tylko spokojnie, wszystko można jeszcze raz przemyśleć.
- Nie zniżę się do poziomu uczenia Aliuda i tyle! Jej miejsce jest po tamtej stronie portalu.
- Trochę szacunku, Danny! Zauważ, że odzywasz się do Mistrzyni Naczelnej - oburzył się Cyprian.
- Dość! - zagrzmiał głos Dowódcy. - Wstyd mi za was. Veronica będzie uczyć się u nas skoro tylko wyrazi taką chęć.
- Nie zgadzam się! To ujma na honorze! Powinniśmy wykasować jej pamięć, zablokować umiejętności i wysłać do bagna, z którego wyszła.
- Mistrzu Danny, uspokój się. Będziesz ją traktował jak każdego innego ucznia - powiedział Dowódca.
- W takim razie walka? - upewnił się Victor.
- Tak, walka - potwierdził Dowódca z naciskiem wypowiadając nazwę specjalizacji.
Nastąpiło długotrwałe milczenie, które przerwała w końcu Veronica:
- Dziękuję – wydusiła, kładąc dłoń na sercu.
Kiedy odchodziła na swoje miejsce, wzrok miała wbity w posadzkę. Unikała spojrzeń zebranych, choć niemal czuła na sobie ich palące, pełne morderczej ciekawości łypanie. Zacisnęła mocniej usta, dłonie zaplotła w pięści.
Już wiedzą, że jestem tu obca. Nie pasuję tu.”
Po skończonej ceremonii, gdy na sali zostali już tylko przyjęci kadeci, Dowódca wystosował polecenie, ustawienia się według jednostek. W ten sposób, Veronica przeszła do miejsca, gdzie w szeregu stali już inni kadeci walki. Znakomita większość chłopaków górowała nad nią wzrostem oraz postawą. Wlepiali w nią zaintrygowane spojrzenia, niektóre wydały się brunetce wrogie, pełne pogardy, inne przejawiały czystą ciekawość.
- Za chwilę każdy z was otrzyma L a p i: kamień mocy. - Przemówił Dowódca. - Dzięki jego reaktywacji będziecie mogli przywołać swoją broń. Niemniej, ze względów bezpieczeństwa, nie będziecie mogli używać jej na co dzień. Posłuchajcie uważnie, bo przywołanie broni w nieodpowiednim momencie pociągnie za sobą surowe konsekwencje. Broni możecie używać tylko za pozwoleniem któregoś z mistrzów, lub w czasie stanu podwyższonego ryzyka. Nigdy więcej! Zrozumiano? Na najbliżej lekcji mentalności nauczycie się przyzywać broń. Resztę wytłumaczą wam mistrzowie uczący tego przedmiotu.
Do każdego rzędu podszedł odpowiadający specjalizacji Mistrz Naczelny, rozdając kadetom Lapi. Kiedy Mistrz Danny wręczał Veronice kamień, zgromił ją miażdżącym spojrzeniem. Nie wróżyło to niczego dobrego.
Veronica spojrzała na swój kamień. Jak wszystkie inne, był w kolorze ciemnozielonego granitu. Jego krawędzie były oszlifowane, a wielkością dorównywał temu, którego widziała u nadgarstka Patricka. Następnie służba wręczyła kadetom szaty o odpowiednich kolorach: magiczkom zielone, łucznikom niebieskie, wojownikom bordowe.
- Dziękuję wszystkim za udział w Wykryciu oraz ceremonii zimowego naboru na Uniwersytet w Anuki! Życzę wam wszystkim serdecznie powodzenia! - Kiedy Dowódca zamykał zebranie, brunetka miała wrażenie, że patrzył prosto na nią.
Czy wiedział od początku?”
Veronica próbowała dostać się do Victora, aby wyjaśnić nieporozumienie związane z przydzieloną jej profesją. Tłum jednak zabrał ją do wyjścia, a Mistrz Przyboczny zniknął gdzieś, wracając zapewne do swoich obowiązków. Pełna stresu ruszyła więc za nieznajomymi kadetami w kierunku wyznaczonych dla nich pokojów.
Akademik był dużym budynkiem znajdującym się na terenie Uniwersytetu. Po środku holu stały pufy i stoliki. Pod sufitem unosiły się kule mocy, oświetlające pomieszczenie czerwonym blaskiem. Naprzeciwko drzwi stała masywna lada, a za nią urzędował Mistrz Will - wysoki, dwudziestoletni łucznik, a zarazem opiekun akademika. Po prawej stronie znajdowały się kręcone schody prowadzące na wyższe piętra, a po lewej sytuowały się podwójne, szklane drzwi na stołówkę.
Grupka kadetów podeszła do lady. Veronica wolała poczekać, nie chciała się pchać. Wszyscy po kolei podawali Mistrzowi swoje nazwiska Następnie zostawały im przydzielane pokoje.
W końcu nadeszła kolej na brunetkę. Veronica podeszła do lady jako jedna z ostatnich. Mistrz Will nie skomentował trzymanej przez dziewczynę czerwonej szaty. Ogarnął ją spojrzeniem pełnym konsternacji, zmarszczył brwi. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ograniczył się jednak tylko do wskazania pokoju:
- Trzecie piętro. Pokój numer pięćdziesiąt pięć.
- Dziękuję.
Wdrapanie się po schodach zajęło dziewczynie trochę czasu.
Izba była mała. Stały tu dwa łóżka, pod którymi mieściły się pakowne szuflady, mające pełnić funkcję szaf. Mieściły się tu też dwa małe biurka z jasnego drewna. Veronica podeszła do okna. Spojrzała na dziedziniec Uniwersytetu i westchnęła. Wiedziała, że czeka ją wiele miesięcy bardzo intensywnej pracy nad samą sobą. Obawiała się, że może nie dać rady. W głowie wciąż dudniły jej krzyki Mistrza Danny'ego. Czy jako zwykły Aliud, może dać radę? Postanowiła się tym nie zamartwiać, przynajmniej na razie.
Nagle drzwi pokoju uchyliły się nieznacznie. Do środka weszła drobna, czarnowłosa dziewczyna. Położywszy niebieską szatę na jednym z łóżek, usiadła na krześle.
To ta łuczniczka. Młody geniusz!”
- Jesteś Susan, prawda?
- Chyba muszę pogodzić się z tym, że większość zapamiętała już moje imię – westchnęła.
- Ja jestem Veronica. - Brunetka powstrzymała odruch wyciągnięcia dłoni.
- O ile moje imię zapamięta większość, ciebie będą znać wszyscy. Naprawdę jesteś Aliudem?
Veronica zaczynała mieć dość tego określenia, choć w ustach Susan nie brzmiało ono aż tak obraźliwie.
- Tak wyszło.
- Niezwykłe... I ta specjalizacja!
- To twój wynik był wstrząsający. Nie znam się na tym aż tak... Ale dziewięćdziesiąt procent!
- Tak wyszło – łuczniczka powtórzyła słowa brunetki.
- A ty, skąd jesteś?
- Z Tupli. Nic ci to nie mówi? To daleko stąd, na północny zachód. Nie znam tu nikogo.
- W takim razie jesteśmy już dwie.
- Proponuję coś przekąsić, zanim skończy się czas obiadowy. Co ty na to?
Zeszły do stołówki na obiad. Usiadły przy jednym ze stolików. W obecności innych kadetów Susan okazała się nie być zbyt rozmowna. Veronica widziała, że Susan jest nieufna. Na pytania odpowiadała możliwie najzwięźlej. Nie przeszkadzało jej długotrwałe milczenie. Zachowywała pozory całkiem przeciętnej, nie zwracała na siebie uwagi.
Gdy Veronica poszła po dolewkę wody, zebrała się wokół niej grupka osób. Jeden z chłopaków, mający kręcone, rude włosy, przedstawił się:
- Jestem Alberth.
- Veronica. - Z przyzwyczajenia wyciągnęła dłoń na przywitanie.
Zebrani wokół niej kadeci spojrzeli po sobie.
- Naprawdę jest Aliudem!
- I co z tego?! - warknęła na natręta, tracąc cierpliwość. Wszyscy wytykali ją palcami. Nie mogła sobie pozwolić na odstawanie od reszty.
- Tak panicznie się nas boicie?!
Muszę za nimi nadążać, by nie dać się zgnoić.”
Z podniesioną głową odeszła od grupy ciekawskich.
Tylko rudowłosy Alberth podążył za nią, przysiadając się do stolika Susan.
- Ile masz procent?
- Po osiemnaście procent magii i łucznictwa, a walki sześćdziesiąt cztery - odpowiedziała nieśmiało.
- Nie jest źle. Ja mam sześćdziesiąt osiem procent walki, a reszta to łucznictwo, nie mam ani procenta magii - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że nie będą mi kazali chodzić na zajęcia, bo prędzej wypruję sobie żyły niż coś wyczaruję. No, ale powiedz! Jak tam jest?
- Gdzie?
- No w świecie Aliudów. Niewiele można się dowiedzieć z wykładów... Zawsze mnie to ciekawiło.
Nawet Susan podniosła wzrok znad miski zupy, przypatrując się brunetce.

- Kiedy tu trafiłam, miałam wrażenie, że powietrze inaczej smakuje. Grawitacja wydaje mi się nieco słabsza, ale to może tylko moje urojenie. Przez pierwsze kilka dni kręciło mi się w głowie. - Uśmiechnęła się nieznacznie.

- To od kiedy tu jesteś?

Veronica zastanowiła się.
- Prawie tydzień.
- Z jakiej racji? - Zapytał jeden z wojowników przechodzący obok. Był niski, nosił okulary. - Niby dlaczego Aliud ma się uczyć na Uniwersytecie?
- Stul pysk – Alberth zgromił wzrokiem okularnika.
- Widziałeś ilu n a s z y c h odpadło przy naborze... Nie potrzebujemy tu o b c y c h.
- Pewnie ma lepszy potencjał niż ty
- Zobaczymy – rzucił wymownie przez ramię, odchodząc.
- Nie przejmuj się nim, nie ma sensu – mruknęła Susan.
Przyszłam tu w poszukiwaniu prawdziwego domu i, aby dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie, pochodzeniu. Tymczasem jest bardziej obca niż kiedykolwiek wcześniej.” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz