Kiedy
następnego ranka Veronica obudziła się w pokoju innym niż ten z
sierocińca, zaczęła się poważnie zastanawiać nad przyjęciem do
świadomości wszystkiego, czego się wczoraj dowiedziała. Na
poważnie. Do tej pory uważała wszystkie informacje za wymysł,
zdarzenia za sen, ludzi za mary. Skłonna była nawet zapomnieć o
Patricku, Dowódcy, Victorze i przerażającym cieniu, nazwanym przez
Mistrza – dzieckiem piekła. Chciała tylko wrócić do domu i
odpocząć.
„Do domu? Do sierocińca chciałaś powiedzieć.”
Jaka przyszłość czekała na nią na tamtym świecie? Oklepana szkoła, nudna praca, przy odrobinie szczęścia godna starość. A tutaj? Tutaj otwierała się przed nią szansa nowego startu, który nigdy nie był jej dany na tamtym świecie.
Przy śniadaniu, które zjadła razem z Victorem w swoim pokoju, Mistrz Przyboczny przypomniał jej, że za kilka dni odbędzie się ceremonia przydzielenia specjalizacji - Wykrycia. Mężczyzna polecał brunetce uczestnictwo w święcie. Dziewczyna obawiała się tej chwili. Miało to być jej pierwsze praktyczne zetknięcie z magią tego świata. Mimo naturalnego strachu, chciała poznać swoją Energię Duchową. Była podekscytowana faktem, że ma możliwość dokonania czegoś niezwykłego. Nikt nie zmuszał jej do podjęcia decyzji o pozostaniu. Niezależnie od swojego wyboru, którego jeszcze nie była całkiem pewna, chciała choć trochę lepiej poznać nowy świat, zgłębić tajemnicę swojego potencjału. Wciąż zastanawiała się, z jakiego powodu akurat ona wykazywała się większymi perspektywami od swoich pobratymców. Dowódca powiedział jej, że może to być związane z jej korzeniami. Kto wie, może miała szansę dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie... Niestety nikt nie potrafił odpowiedzieć jej na to pytanie.
Po obiedzie, który Veronica zjadła w towarzystwie Victora, Mistrz Przyboczny zaproponował jej spacer. Tę opcję brunetka przyjęła z wielkim entuzjazmem. Wieczna ciekawość oraz ogarniająca nuda popychały ją do zbadania nowego świata. Podarowano jej tradycyjną, prostą tunikę, jaką nosili Anukijczycy. Dodatkowo założyła lniane spodnie sięgające do połowy łydki. Nogi wsunęła w wygodne buty z odkrytym wierzchem, w pasie przewiązała się klasycznym sznurkiem.
„Do domu? Do sierocińca chciałaś powiedzieć.”
Jaka przyszłość czekała na nią na tamtym świecie? Oklepana szkoła, nudna praca, przy odrobinie szczęścia godna starość. A tutaj? Tutaj otwierała się przed nią szansa nowego startu, który nigdy nie był jej dany na tamtym świecie.
Przy śniadaniu, które zjadła razem z Victorem w swoim pokoju, Mistrz Przyboczny przypomniał jej, że za kilka dni odbędzie się ceremonia przydzielenia specjalizacji - Wykrycia. Mężczyzna polecał brunetce uczestnictwo w święcie. Dziewczyna obawiała się tej chwili. Miało to być jej pierwsze praktyczne zetknięcie z magią tego świata. Mimo naturalnego strachu, chciała poznać swoją Energię Duchową. Była podekscytowana faktem, że ma możliwość dokonania czegoś niezwykłego. Nikt nie zmuszał jej do podjęcia decyzji o pozostaniu. Niezależnie od swojego wyboru, którego jeszcze nie była całkiem pewna, chciała choć trochę lepiej poznać nowy świat, zgłębić tajemnicę swojego potencjału. Wciąż zastanawiała się, z jakiego powodu akurat ona wykazywała się większymi perspektywami od swoich pobratymców. Dowódca powiedział jej, że może to być związane z jej korzeniami. Kto wie, może miała szansę dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie... Niestety nikt nie potrafił odpowiedzieć jej na to pytanie.
Po obiedzie, który Veronica zjadła w towarzystwie Victora, Mistrz Przyboczny zaproponował jej spacer. Tę opcję brunetka przyjęła z wielkim entuzjazmem. Wieczna ciekawość oraz ogarniająca nuda popychały ją do zbadania nowego świata. Podarowano jej tradycyjną, prostą tunikę, jaką nosili Anukijczycy. Dodatkowo założyła lniane spodnie sięgające do połowy łydki. Nogi wsunęła w wygodne buty z odkrytym wierzchem, w pasie przewiązała się klasycznym sznurkiem.
-
Tutaj ludzie ubrani są nieco inaczej...
Zauważyła Veronica, gdy przechodzili przez korytarze Uniwersytetu.
Zauważyła Veronica, gdy przechodzili przez korytarze Uniwersytetu.
-
W tym miejscu masz do czynienia głównie z kadetami i Mistrzami.
Wszyscy oni muszą nosić szaty w barwach odpowiadających ich
profesjom. Tobie dałem zwyczajowy strój cywilny.
-
Uniwersytet wydaje się być taki ogromny...
-
To największy budynek w mieście! Zaraz obok koszarów... Ale to
tutaj odbywają się najważniejsze ceremoniały.
-
Koszary? Jak funkcjonuje armia?
-
Dowódca wyznacza zwierzchnika, który zostaje Mistrzem Generałem.
Sprawuje on władzę nad armią, czyli mistrzami, którzy po
ukończeniu Uniwersytetu postanowili rozpocząć karierę wojskową
oraz cywilami, którzy mają zbyt mało Energii Duchowej do
rozwijania jej, ale chcą się zaciągnąć. Powstają osobne
oddziały, mające swoich szefów, ale do tych spraw Uniwersytet
stara się już nie mieszać.
Wyszli
na zewnątrz. Znajdowali się na znacznej wielkości, brukowanym
placu, z którego prowadziły ścieżki w kierunku parku oraz kilku
innych budynków.
-
Tam jest akademik. Mieszkają tam wszyscy kadeci. Mistrzowie mają
swoje kwatery w głównym budynku. Tam jest mała sala treningowa...
-
A ta lśniąca kopuła?
-
Tego dowiesz się później.
Victor
obdarzył towarzyszkę szerokim uśmiechem.
Brunetka
z zaciekawieniem spojrzała na obiekt – półkula wkopana w
ziemię. Była bardzo dużych rozmiarów i na pierwszy rzut oka
wydawało się, że jego kopuła jest przeźroczysta. Im bardziej
się przyglądała, tym wyraźniej zauważała dziwne falowanie na
jej powierzchni, jakby ściany zostały otoczone polem siłowym.
Nagle z budynku wypadła grupka zziajanych kadetów ubranych w
bordowe szaty. Śmiali się, popychali, głośno rozmawiali. Na
widok Mistrza Przybocznego z szacunkiem położyli dłoń na sercu i
skinęli głową.
-
To wojownicy?
-
Dokładnie tak. Noszą bordowe szaty zgodne z ich specjalizacją. O
ile dobrze widzę... to jednostka z trzeciego rocznika, naboru
letniego. Możliwe, że wypatrzysz gdzieś swojego znajomego.
Po
chwili konsternacji brunetka rozpoznała w uśmiechającym się do
niej z daleka szatynie Patricka. Chłopak jednak zniknął z jej
pola widzenia, gdy, podążając za resztą kadetów, zniknął za
drzwiami akademika.
-
Dlaczego właściwie wysłano ucznia do świata Aliudów? Mówiłeś,
że między światami mogą przechodzić jedynie przeszkoleni
ambasadorzy.
-
Chłopak jest bardzo zdolny. Jest dopiero na trzecim roku, a już
osiąga niesamowite wyniki. Postanowiono go wyróżnić, dać szansę
się wykazać. Słyszałem wiele o jego postępach. Podobno dostał
propozycję, aby w przyszłości, po ukończeniu nauki szkolić się
dalej na ambasadora.
-
To prestiżowa pozycja?
-
I to jak! Dla kogoś takiego jak stwarza wielkie możliwości
rozwoju.
Wyszli
poza teren Uniwersytetu, który otoczony był ogrodzeniem zbudowanym
z powbijanych w ziemię, ostrych pik. Przemieszczali się po głównej
ulicy, wysadzanej znacznych rozmiarów kamieniami. Ludzie na ich
widok rozsuwali się na boki, z respektem skłaniali głowy,
wykonywali charakterystyczny gest związany z sercem. Większość
spojrzeń z ciekawością świdrowało kroczącą za Mistrzem
brunetkę.
-
Wiedzą o moim pochodzeniu? - zapytała szeptem Veronica.
-
Nie, ale podejrzewam, że jeśli zostaniesz, będzie tylko kwestia
czasu, aż się zorientują.
Po
obu stronach piętrzyły się ciasno zbliżone do siebie budynki.
Większość domków była zbudowana w stylu szachulcowym, tworzyły
sieć wąskich przejść. Żaden z domów nie miał więcej niż
dwóch pięter, dzięki czemu majestatyczne rysy Uniwersytetu wciąż
wyraźnie rysowały się nad miastem. Z parapetów zwisały ku
przechodniom kolorowe kwiaty, w innym miejscu stworzono cudne
girlandy. Przeszli obok targu, gdzie tłum krzyczał, miejscowi
targowali się, dzieci chlapały się wodą z fontanny.
-
Tak tu czysto...
-
Jesteśmy w szanującej się dzielnicy. Niestety na obrzeżach
miasta, po zachodniej stronie, są slumsy. Tam nie radzę się
zapuszczać.
-
A co to za budynek?
Wskazała
na wyróżniającą się spośród innych, betonową konstrukcję.
-
Ach, to! Departament Rozwoju... Bada się tutaj przyrost, sprawy
związane z gospodarką, mieści się też tutaj archiwum.
Veronica
potrząsnęła ramionami. Na jej twarz wstąpił serdeczny uśmiech.
-
Przyjemnie tu – przyznała. - I całkiem ciepło.
-
Pory roku w naszych światach nie są kompatybilne. Klimat jest dość
umiarkowany, istnieją jedynie nieznaczne różnice, pewnie
zauważyłaś... Kiedy u was rozpoczyna się późna jesień, my
witamy pierwsze cieplejsze dni.
-
Wspaniale, że ominęła mnie zima!
Victor
miał rację. Istniały różnice w klimacie i atmosferze obu
światów. Veronica zdołała przyzwyczaić się do panujących tu
warunków innego światła, różnego od znanego jej do tej pory
powietrza, a nawet zmienionej grawitacji.
Minęło
dość sporo czasu, zanim dotarli do obrzeży miasta, gdzie domy i
kramy ustępowały miejsca przybytkom gospodarczym.
-
Dokąd idziemy?
-
Chcę cię zachęcić do pozostania w naszych skromnych progach.
-
I w tym celu obejdziemy całe Południowe Królestwo?
-
Pokażę ci najlepszą rzecz, która mogłaby cię przekonać...
-
A to...
-
To jest mur.
Nie
była to jednak zwykła przegroda. Wysoka na kilkanaście metrów,
zbudowana z podobnego do kopuły, falującego pola magnetycznego
ściana pokryta była wieloma symbolami i znakami.
-
To magiczne formuły, może kiedyś wyjaśnię tobie, co oznaczają,
choć przyznaję się, części sam nie rozumiem. Zasada pierwsza:
nigdy nie dotykaj muru. To mogłoby się źle skończyć
-
A co z innymi miastami?
-
Większe miasta także mają swoje ochrony, choć nie są tak...
spektakularne. Anuki było pierwszą osadą, w której zainstalowano
barierę. Nie chce się wierzyć, ile ten mur ma lat! Niestety
wioski to inny temat. Muszą polegać na stacjonujących tam
żołnierzach i pomniejszych runach nakładanych na drzwi domostw...
Widzisz te strażnice?
-
Chodzi tobie o wieże?
-
Dokładnie. Tam przesiadują magowie, którzy opiekują się barierą
od dziesiątek lat.
Mur
wydał się brunetce niezwykły. Był częściowo przeźroczysty,
przy bliższej penetracji widziała znajdujące się za barierą
kamienie. Runy tworzyły skomplikowane wzory oraz słowa w
starodawnych językach.
-
Veronica, chcę żebyś mnie uważnie posłuchała. Za kilka dni
odbędzie się Wykrycie. Do tego czasu musisz podjąć decyzję.
Mężczyzna
zwrócił się do brunetki, ujął jej dłoń.
-
Nic nie posiada wyłącznie jasnej strony. Obojętnie na jakim
świecie, wszystko ma swoje wady. Południowe Królestwo też nie
jest idealne. Gdybym miał zdecydować, to największą plagą tego
świata są upadli. Skoro mamy mur, który może chronić cię przed
dziećmi piekła, może zdecydujesz się pozostać?
-
Nie wiedziałam, że upadli mogą pojawiać się także w moim
świecie.
-
Oczywiście, że mogą. Nie tylko my potrafimy korzystać z portali.
Najwięcej potworów tam, gdzie jest ból i cierpienie.
-
Walcząc z nimi...
-
Walczysz dla lepszego świata.
-
Brzmi, jakby wyrzekniecie się dawnej siebie było tego warte.
-
Uwierz mi, że jest.
***
Poddenerwowana
Veronica stała przed lustrem, zaplatając włosy w komfortowy
warkocz. Specjalnie na tę okazje założyła podarowaną jej
kamizelkę oraz długie spodnie związane u dołu rzemykami. Czuła
się nieswojo. Nawet po kilku dniach nie mogła przyzwyczaić się do
odzieży, jaką przynosił jej Victor.
Usłyszała
delikatne stukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wszedł Mistrz
Przyboczny, uśmiechając się promiennie do brunetki.
-
Gotowa?
-
Chciałabym... Chyba jak zwykle nie wyrobiłam się na czas...
-
Przecież widzę, że wszystko przygotowałaś.
-
Siebie nie przygotowałam. Nie wiem, czy podołam...
-
Nie masz się czego obawiać, Vera – starał się ją pocieszyć,
kładąc jej rękę na ramieniu.
-
Łatwo powiedzieć – odburknęła. - Mistrzu... - zaczęła.
-
Do tej pory nie miałaś obiekcji, żeby zwracać się do mnie po
imieniu – przerwał jej. - Mów mi po prostu Victor. I nie zwracaj
na uwagi na docinki innych kadetów.
-
Ale... - ustąpiła po chwili wahania. - Co, jeśli nie spełnię
oczekiwań?
-
Uniwersytet Anuki jest najstarszą uczelnią szkolącą mistrzów w
całym królestwie. Co roku tworzone jest sześć jednostek kadetów:
po trzy z naboru letniego oraz zimowego. Tym razem także zebrane
zostaną trzy grupy zgadnie ze specjalizacjami.
-
Łuczników, magików i wojowników?
-
Dokładnie. W jednej jednostce jest miejsce dla około trzydziestu
kadetów.
-
Nigdy im nie dorównam!
-
Zwróć uwagę na to, że nie jesteś zwykłym rekrutem. Inni,
którzy okażą się zbyt słabi, odesłani zostaną do innych
uczelni. - Victor ściszył głos. - Ciebie Dowódca chce mieć na
oku. Pozwoli ci zostać, choćbyś miała być trzydziesta pierwsza
w jednostce.
-
A co potem?
-
Co po szkoleniu? Po ukończeniu nauki kadeci otrzymują tytuły
mistrzów. Otwiera się nimi kilka ścieżek: najlepsi będą mogli
wstąpić do wojska, zostać naukowcami, może dostaną pozwolenie
na nauczanie na uniwersytetach. Można też zostać ambasadorem i
kto wie, może ciebie zobaczą w takiej roli. Nie broni się także
powrotu do cywilnego trybu życia. Z takim tytułem można robić
cokolwiek. Pamiętaj jednak, że tytuł mistrza zobowiązuje. W
razie wezwania mistrz ma obowiązek chronić Południowe Królestwo
i obywateli. Do tego zobowiązuje przysięga, którą składa każdy
młody mistrz.
-
Podjęłam już decyzję, Victorze – oznajmiła Veronica po chwili
milczenia.
-
Jesteś pewna? Nie będzie odwrotu...
-
Kilka dni pobytu w tym miejscu dało mi do myślenia. Wiesz, że to
nie jest dla mnie łatwe, ale chciałabym spróbować.
-
Podziwiam cię z całego serca, Veronico. Nie mogę sobie nawet
wyobrazić, jak zachowałbym się w takiej sytuacji. Ale cieszę
się, że dajesz nam szansę.
-
Taka szansa nie trafia się dwa razy.
-
Taka szansa nie trafia się przypadkowo.
Victor
wyszedł, prowadząc dziewczynę na ceremonię. W drodze do wielkiej
sali nie odzywał się zbyt wiele.
Pomieszczenie,
które Veronica zapamiętała jako obszerną, pustą salę zostało
zapełnione po brzegi krzesłami. Wiele osób siedziało już na
swoich miejscach. Na wejście Victora młodzi wstali, z szacunkiem
kładąc dłoń na sercu i skłaniając głowę. Wszyscy świdrowali
wzrokiem brunetką kroczącą przy boku Victora. Rozległy się
szepty.
„Obca.”
Mistrz
Przyboczny wskazał dziewczynie jedno z miejsc przy oknie.
-
Nie obawiaj się.
Mrugnąwszy
przyjaźnie, zostawił brunetkę razem z innymi rekrutami, samemu
kierując się ku podestowi. Wszyscy Mistrzowie Naczelni zajęli już
swoje miejsca na podwyższeniu, zebrani czekali już tylko na
Dowódcę. Władca nie kazał długo czekać rekrutom. Wszedł przez
główne drzwi i przemierzył salę, głośno stukając butami. Na
jego widok tłum umilkł. Wdrapawszy się po schodkach na podest,
staruszek odwrócił się do przyszłych kadetów. Zebrani wstali i
z szacunkiem położyli dłoń na sercu. Dowódca skinął głową,
na co potencjalni uczniowie rozluźnili się.
-
Witam was serdecznie na Wykryciu, które rozpoczyna ceremonię
zimowego naboru na Uniwersytet w Anuki!
Rozległ
się aplauz polegający, według tradycji, na uderzeniu prawą
dłonią o wierzch lewej dwa razy. Staruszek gestem dłoni uciszył
oklaski.
-
Od wieków uczniowie przybywają w nasze mury, by zdobywać wiedzę
i stawać się silniejszymi. Czekają was cztery lata ciężkiej
pracy oraz wzmożonych wysiłków umysłowych. Poznacie tutaj co to
przyjaźń, braterstwo, a przede wszystkim dyscyplina. Jak każe
zwyczaj, młodzież mająca wysokie pokłady Energii Duchowej,
kończy edukację podstawową i zaczyna uczęszczać na Uniwersytet.
Jeśli ktoś z obecnych sądzi, że drzwi sukcesu stoją dla niego
otworem, niech rozejrzy się dookoła. Jest wiele osób, które chcą
wspiąć się na szczyt, dlatego pokażcie, że to
w y a
nie ktoś inny pierwszy dotrze do celu. Macie duży potencjał,
wykorzystajcie go.
Dowódca
odetchnął, siadając na największym z foteli. Jego przemówienie
wywarło wrażenie na wszystkich obecnych.
-
Wyczytanych prosimy o podejście – dopowiedział Victor. - Życzę
wszystkim sprzyjających naborów i owocnego terminu szkolnego.
Znów
rozległy się oklaski.
Gdy
aplauz przycichł, nastała gęsta cisza, opatulająca zebranych
swoim napięciem. Po kolei wywoływano rekrutów, którzy podchodzili
do podestu – tam czekali na werdykt.
-
Heinn Witt! - Głos proszący kolejne osoby, wydobywał się
jednocześnie znikąd i z każdego miejsca na sali.
Na
środek wyszedł korpulentny chłopak o krótko przyciętych,
jasnych włosach. Stanąwszy przed elitą Uniwersytetu, z
namaszczeniem poczynił gest uznania i szacunku, kładąc dłoń na
sercu.
Na
fotelach siedzieli kolejno Mistrzowie Naczelni, Victor i Dowódca.
Tych pierwszych, dziewczyna widziała po raz pierwszy w życiu.
Wśród nich była kobieta w czarnej szacie z zielonymi
wykończeniami. Miała ona kręcone, blond włosy, a jej cera była
gładka, rumiana. Dama uśmiechała się pogodnie, dodając
rekrutowi otuchy. Następny był mężczyzna przypominający
Veronice Azjatę o ciepłym odcieniu skóry, małych oczach, płowej
czuprynie i lekko spiczasty uszach, jak u elfów. Ubrany był w
czarną szatę z niebieskimi dodatkami. Zaraz obok siedział
postawny mężczyzna o krótko przyciętych, ciemnych włosach i
równie ciemnych oczach. Na jego twarzy widniała okropna blizna.
Miał na sobie był w czarną szatę z czerwonym pasem i zdobieniami
w tym samym kolorze. Według dziewczyny wyglądał przerażająco.
Mistrzowie
Naczelni wraz z Dowódcą i Victorem zamknęli oczy. Wpadając w
stan medytacji, starali się odczytać potencjał stojącego przed
nimi chłopaka.
Po
chwili ogłosili wyniki, poczynając od kobiety.
-
Magia: pięć procent.
-
Łucznictwo: osiem procent.
-
Walka: osiemdziesiąt siedem procent.
-
Twoją główną specjalizacją będzie walka – podsumował
Victor. - Gratulacje, Witt. Nikt chyba nie wątpi, że z tak
wybitnym wynikiem znajdzie się dla ciebie miejsce w jednostce.
Rozległ
się krótki aplauz. Chłopak wycofał się do krzeseł. Jego
miejsce zajmowali kolejni młodzi. Niektórzy podchodzący byli
zestresowani, pełni obaw, inni kroczyli pewnie, z podniesionymi
wysoko głowami. Część osób nie spełniała oczekiwań,
opuszczała salę ze łzami w oczach, przygarbionymi plecami. Nie
dla wszystkich znalazło się miejsce w szeregach najzdolniejszych.
-
Isoshi Ho!
Chłopak
siedzący za Veronicą wstał i niemal potruchtał pod podest.
Wydawał się być bardzo podekscytowany, nie mógł się doczekać
wyniku Wykrycia.
-
Magia: dziewięć procent.
-
Łucznictwo: siedemnaście procent.
-
Walka: siedemdziesiąt cztery procent.
Większość
wyników była przeciętna, znalazło się też kilka osób wybitnie
uzdolnionych.
-
Susan Clutterly!
Drobna
dziewczyna siedząca obok Veronicy podniosła się i niepewnym
krokiem podeszła do podestu. Była niska, miała kruczoczarne włosy
przycięte równo z żuchwą. Jej błękitne oczy wydawały się być
pochmurne, małe usta zacisnęła w wyrazie skupienia.
Po
zakończeniu medytacji, Mistrzowie Naczelni wymienili między sobą
spojrzenia, kiwając głową z uznaniem.
-
Magia : siedem procent.
-
Łucznictwo: d z i e w i ę ć d z i e s i ą t procent!
Po
sali przebiegł szum.
-
Walka trzy procent.
-
Gratuluję, Clutterly! Taki wynik... To nie zdarza się często!
Wybitnie!
Dziewczyna
spłonęła rumieńcem, Czym prędzej wróciła na swoje miejsce,
ignorując niespokojne szepty rekrutów i rzucane w jej kierunku
spojrzenia.
-
Od kilku lat nie było tu młodego geniusza – Veronica usłyszała
za sobą rozmowę dwóch przyszłych kadetów.
-
O czym ty mówisz, Raphael? A Mistrz Lucas?
-
Trafił na Uniwersytet jakieś pięć lat temu. Od tego czasu nikomu
nie udało się osiągnąć wyniku dziewięćdziesięciu procent,
lub wyżej.
-
Takich ludzi nazywa się młodymi geniuszami nie bez powodu. Nie
zdarza się to zbyt często.
-
A słyszałeś o Mistrzu Lucasie? Ukończył Uniwersytet w trzy
lata! Od razu zasypali go ofertami posad. Krążą plotki, że może
zostać w przyszłości następcą Cypriana – kolejnym Mistrzem
Naczelnym łucznictwa. Nie słyszałeś o tym, Isoshi?
-
Nie dziwię się! Z jego wynikiem? Ile on miał procent... już nie
pamiętam. Prawie pod stówę.
-
Wyższego w całej historii Wykrycia nie pamiętam...
-
Z wyjątkiem Dowódców i Mistrzów Przybocznych oczywiście.
-
Ale to inna półka, Isoshi! Przecież oni nie ograniczają się do
stu procent. Ciekawe, jak to jest... być wybitnym we wszystkim!
Dowódca
zarządził cieszę. Gdy emocje nieco opadły, na środek wywołano
kolejną osobę.
-
Collin Halsson!
Tym
razem Mistrzowie Naczelni także popatrzyli po sobie z zadowoleniem.
-
Wyjątkowy rocznik – stwierdził Dowódca.
-
Magia: jeden procent.
Veronica
spodziewała się, że na tak niski wynik z zakresu magii rekruci
zareagują śmiechem. Na sali zapanowała jednak grobowa cisza.
Młodzi geniusze – jak nazywano osoby o znakomicie wysokim
potencjale – zmuszeni byli poświęcić jedną profesję na rzecz
drugiej. Taki wynik zapowiadał więc fenomenalną kontynuację w
innych dziedzinach.
-
Łucznictwo: d z i e w i ę ć d z i e s i ą t d w a procent!
Niesamowite! - Cyprian, Mistrz Naczelny łucznictwa, niemal wstał z
zachwytu. Był rozpromieniony, zachwycając się wynikami swoich
przyszłych uczniów. Na radosną reakcję pół-elfa siedzący obok
niego Mistrz Naczelny walki zareagował aroganckim prychnięciem.
-
Walka: siedem procent.
Tym
razem nie tak łatwo było uspokoić zebranych rekrutów. Po sali
rozchodziły się szmery, niektórzy odważyli się na krzyki pełne
przejęcia. Aby uciszyć młodych, Dowódca wzbił w powietrze kilka
kul świetlnych, które z hukiem wybuchły nad głowami przyszłych
kadetów.
Veronica
niecierpliwie czekała na swoją kolej. Jednak gdy wyczytano jej
nazwisko, nie była już pewna co do swoich zamiarów. Miała
wrażenie, że bezpieczniej byłoby pozostać na swoim miejscu, z
dala od środa sali, gdzie każdy mógł zmierzyć ją wzrokiem. Ją
– obcą.
-
Veronica Ridney! - Jej nazwisko odbiło się echem po sali.
Dziewczyna
sama nie wiedziała, kiedy wstała. Jej nogi odruchowo poprowadziły
ją do podestu. Dałaby głowę, że mając w tej chwili czysty
umysł, uciekłaby. Patrzyła pod nogi, aby nie potknąć się na
oczach elity. Kiedy doszła do celu, uniosła w końcu oczy na
Mistrzów. Zlęknionym wzrokiem badała ich reakcję. W duchu
dziękowała za to, że widownia znajduje się za jej plecami i nie
musi patrzeć w oczy tylu ludziom. Victor uśmiechnął się
pokrzepiająco do Veronicy. Dziewczyna położyła dłoń na sercu.
Na
początku brunetka nic nie poczuła nic specjalnego. Dopiero po
chwili, na granicy swojej świadomości, zdołała zauważyć czyjąś
obecność. Poczuła się, jakby kilka osób naraz szeptało coś do
niej, próbując wyczytać jej reakcję na wysyłane bodźce. Nie
wiedziała, ile czasu minęło, od kiedy elita komisja zamknęła
oczy, pogrążając się w transie, lecz ta chwila dłużyła się
jej niemiłosiernie. Dziwna cisza przepełniona skupieniem trwała w
nieskończoność. Mimo że Victor tłumaczył Veronice, na czym
będzie polegać wykrycie, stresowała się na samą myśl, że ktoś
może zbadać jej wnętrze. Nie wytrzymawszy presji, zaczęła kręcić
się niespokojnie. Dlaczego ten stan trwał tak wyjątkowo długo? W
przypadku poprzednich osób Wykrycie zajmowało Mistrzom zaledwie
kilka chwil... W pewnym momencie Danny otworzył szeroko oczy. Był
zaskoczony oraz oburzony. Pozostali także bez słowa wymienili
spojrzenia.
„Czyżby
kolejny wysoki wynik?”
-
To ta dziewczyna od Aliudów? - zapytał się Cyprian załamującym
się głosem.
Veronica
usłyszała za plecami okrzyki oburzenia. Przyszli kadeci żądali
wyjaśnień.
„To
tyle, jeśli chodzi o anonimowość...”
-
Domagam się ponownego wykrycia - odezwał się zdławionym głosem,
Danny. - To nie może być prawda!
Victor
przymrużył oczy. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale
powstrzymał się.
-
To bardzo... dziwny i nieprawdopodobny wynik - odezwała się
czystym, melodyjnym głosem kobieta.
-
Masz rację, Elizo. Jesteś za tym, aby powtórzyć wykrycie? -
zapytał pół-elf.
-
Sama nie wiem, Cyprianie. To mało prawdopodobne, abyśmy się
wszyscy pomylili, ale z drugiej strony taki wynik... - Pokręciła
głową z niedowierzaniem.
Okrzyki
na sali przybierały na sile. Dowódca zgromił zebranych kolejną
kontrolowaną eksplozją magii, wprawiając salę w drżenie.
-
Cisza!
Nikt
nie odważył się więcej choćby pisnąć.
W
odpowiedzi na pytające spojrzenia Victor wyjaśnił:
-
Widzisz, Veronico, to... bardzo niecodzienny przypadek...
-
Mało powiedziane!
Danny,
który nie odrywał wzroku od dziewczyny, odezwał się:
-
Nie zgadzam się! To musi być jakaś pomyłka! Ona nawet nie
pochodzi z terenu Trzech Królestw! Jest zwykłym Aliudem!
-
dodał po chwili z pogardą w głosie.
Veronica
cieszyła się, że nie musi oglądać min rekrutów na ogłoszoną
przed chwilą prawdę o jej obcym pochodzeniu.
-
Mistrzu Danny. - Upomniał go Dowódca, by następnie zwrócić się
do wystraszonej dziewczyny. - Twoja specjalizacja jest osobliwym i
niespotykanym wcześniej przypadkiem w historii Anuki. Twoja Energia
Duchowa dzieli się w następującym układzie: osiemnaście procent
magii, również osiemnaście procent łucznictwa, natomiast twoją
główną profesją będzie walka. Sześćdziesiąt cztery procent
mocy jest ustawionych w tym kierunku.
-
W a l k a? Ale... czy walka nie była przypadkiem domeną... męską?
- zapytała się zdezorientowana brunetka.
-
Była, jest i taką pozostanie! - krzyknął Danny wstając
gwałtownie. - Nie będę uczył takiego ścierwa! - Uderzył pięścią
w stół.
-
Mistrzu Danny - Mistrzyni Eliza odezwała się nieśmiało - tylko
spokojnie, wszystko można jeszcze raz przemyśleć.
-
Nie zniżę się do poziomu uczenia Aliuda i tyle! Jej miejsce jest
po tamtej stronie portalu.
-
Trochę szacunku, Danny! Zauważ, że odzywasz się do Mistrzyni
Naczelnej - oburzył się Cyprian.
-
Dość! - zagrzmiał głos Dowódcy. - Wstyd mi za was. Veronica
będzie uczyć się u nas skoro tylko wyrazi taką chęć.
-
Nie zgadzam się! To ujma na honorze! Powinniśmy wykasować jej
pamięć, zablokować umiejętności i wysłać do bagna, z którego
wyszła.
-
Mistrzu Danny, uspokój się. Będziesz ją traktował jak każdego
innego ucznia - powiedział Dowódca.
-
W takim razie walka? - upewnił się Victor.
-
Tak, walka - potwierdził Dowódca z naciskiem wypowiadając nazwę
specjalizacji.
Nastąpiło
długotrwałe milczenie, które przerwała w końcu Veronica:
-
Dziękuję – wydusiła, kładąc dłoń na sercu.
Kiedy
odchodziła na swoje miejsce, wzrok miała wbity w posadzkę. Unikała
spojrzeń zebranych, choć niemal czuła na sobie ich palące, pełne
morderczej ciekawości łypanie. Zacisnęła mocniej usta, dłonie
zaplotła w pięści.
„Już
wiedzą, że jestem tu obca. Nie pasuję tu.”
Po
skończonej ceremonii, gdy na sali zostali już tylko przyjęci
kadeci, Dowódca wystosował polecenie, ustawienia się według
jednostek. W ten sposób, Veronica przeszła do miejsca, gdzie w
szeregu stali już inni kadeci walki. Znakomita większość
chłopaków górowała nad nią wzrostem oraz postawą. Wlepiali w
nią zaintrygowane spojrzenia, niektóre wydały się brunetce
wrogie, pełne pogardy, inne przejawiały czystą ciekawość.
-
Za chwilę każdy z was otrzyma L a p i: kamień mocy. - Przemówił
Dowódca. - Dzięki jego reaktywacji będziecie mogli przywołać
swoją broń. Niemniej, ze względów bezpieczeństwa, nie będziecie
mogli używać jej na co dzień. Posłuchajcie uważnie, bo
przywołanie broni w nieodpowiednim momencie pociągnie za sobą
surowe konsekwencje. Broni możecie używać tylko za pozwoleniem
któregoś z mistrzów, lub w czasie stanu podwyższonego ryzyka.
Nigdy więcej! Zrozumiano? Na najbliżej lekcji mentalności
nauczycie się przyzywać broń. Resztę wytłumaczą wam mistrzowie
uczący tego przedmiotu.
Do
każdego rzędu podszedł odpowiadający specjalizacji Mistrz
Naczelny, rozdając kadetom Lapi. Kiedy Mistrz Danny wręczał
Veronice kamień, zgromił ją miażdżącym spojrzeniem. Nie
wróżyło to niczego dobrego.
Veronica
spojrzała na swój kamień. Jak wszystkie inne, był w kolorze
ciemnozielonego granitu. Jego krawędzie były oszlifowane, a
wielkością dorównywał temu, którego widziała u nadgarstka
Patricka. Następnie służba wręczyła kadetom szaty o odpowiednich
kolorach: magiczkom zielone, łucznikom niebieskie, wojownikom
bordowe.
-
Dziękuję wszystkim za udział w Wykryciu oraz ceremonii zimowego
naboru na Uniwersytet w Anuki! Życzę wam wszystkim serdecznie
powodzenia! - Kiedy Dowódca zamykał zebranie, brunetka miała
wrażenie, że patrzył prosto na nią.
„ Czy
wiedział od początku?”
Veronica
próbowała dostać się do Victora, aby wyjaśnić nieporozumienie
związane z przydzieloną jej profesją. Tłum jednak zabrał ją do
wyjścia, a Mistrz Przyboczny zniknął gdzieś, wracając zapewne do
swoich obowiązków. Pełna stresu ruszyła więc za nieznajomymi
kadetami w kierunku wyznaczonych dla nich pokojów.
Akademik
był dużym budynkiem znajdującym się na terenie Uniwersytetu. Po
środku holu stały pufy i stoliki. Pod sufitem unosiły się kule
mocy, oświetlające pomieszczenie czerwonym blaskiem. Naprzeciwko
drzwi stała masywna lada, a za nią urzędował Mistrz Will -
wysoki, dwudziestoletni łucznik, a zarazem opiekun akademika. Po
prawej stronie znajdowały się kręcone schody prowadzące na wyższe
piętra, a po lewej sytuowały się podwójne, szklane drzwi na
stołówkę.
Grupka
kadetów podeszła do lady. Veronica wolała poczekać, nie chciała
się pchać. Wszyscy po kolei podawali Mistrzowi swoje nazwiska
Następnie zostawały im przydzielane pokoje.
W
końcu nadeszła kolej na brunetkę. Veronica podeszła do lady jako
jedna z ostatnich. Mistrz Will nie skomentował trzymanej przez
dziewczynę czerwonej szaty. Ogarnął ją spojrzeniem pełnym
konsternacji, zmarszczył brwi. Przez chwilę wyglądał, jakby
chciał coś powiedzieć, ograniczył się jednak tylko do wskazania
pokoju:
-
Trzecie piętro. Pokój numer pięćdziesiąt pięć.
-
Dziękuję.
Wdrapanie
się po schodach zajęło dziewczynie trochę czasu.
Izba
była mała. Stały tu dwa łóżka, pod którymi mieściły się
pakowne szuflady, mające pełnić funkcję szaf. Mieściły się tu
też dwa małe biurka z jasnego drewna. Veronica podeszła do okna.
Spojrzała na dziedziniec Uniwersytetu i westchnęła. Wiedziała, że
czeka ją wiele miesięcy bardzo intensywnej pracy nad samą sobą.
Obawiała się, że może nie dać rady. W głowie wciąż dudniły
jej krzyki Mistrza Danny'ego. Czy jako zwykły Aliud, może dać
radę? Postanowiła się tym nie zamartwiać, przynajmniej na razie.
Nagle
drzwi pokoju uchyliły się nieznacznie. Do środka weszła drobna,
czarnowłosa dziewczyna. Położywszy niebieską szatę na jednym z
łóżek, usiadła na krześle.
„To
ta łuczniczka. Młody geniusz!”
-
Jesteś Susan, prawda?
-
Chyba muszę pogodzić się z tym, że większość zapamiętała
już moje imię – westchnęła.
-
Ja jestem Veronica. - Brunetka powstrzymała odruch wyciągnięcia
dłoni.
-
O ile moje imię zapamięta większość, ciebie będą znać
wszyscy. Naprawdę jesteś Aliudem?
Veronica
zaczynała mieć dość tego określenia, choć w ustach Susan nie
brzmiało ono aż tak obraźliwie.
-
Tak wyszło.
-
Niezwykłe... I ta specjalizacja!
-
To twój wynik był wstrząsający. Nie znam się na tym aż tak...
Ale dziewięćdziesiąt procent!
-
Tak wyszło – łuczniczka powtórzyła słowa brunetki.
-
A ty, skąd jesteś?
-
Z Tupli. Nic ci to nie mówi? To daleko stąd, na północny zachód.
Nie znam tu nikogo.
-
W takim razie jesteśmy już dwie.
-
Proponuję coś przekąsić, zanim skończy się czas obiadowy. Co
ty na to?
Zeszły
do stołówki na obiad. Usiadły przy jednym ze stolików. W
obecności innych kadetów Susan okazała się nie być zbyt
rozmowna. Veronica widziała, że Susan jest nieufna. Na pytania
odpowiadała możliwie najzwięźlej. Nie przeszkadzało jej
długotrwałe milczenie. Zachowywała pozory całkiem przeciętnej,
nie zwracała na siebie uwagi.
Gdy
Veronica poszła po dolewkę wody, zebrała się wokół niej grupka
osób. Jeden z chłopaków, mający kręcone, rude włosy,
przedstawił się:
-
Jestem Alberth.
-
Veronica. - Z przyzwyczajenia wyciągnęła dłoń na przywitanie.
Zebrani
wokół niej kadeci spojrzeli po sobie.
-
Naprawdę jest Aliudem!
-
I co z tego?! - warknęła na natręta, tracąc cierpliwość.
Wszyscy wytykali ją palcami. Nie mogła sobie pozwolić na
odstawanie od reszty.
-
Tak panicznie się nas boicie?!
„Muszę
za nimi nadążać, by nie dać się zgnoić.”
Z
podniesioną głową odeszła od grupy ciekawskich.
Tylko
rudowłosy Alberth podążył za nią, przysiadając się do stolika
Susan.
-
Ile masz procent?
-
Po osiemnaście procent magii i łucznictwa, a walki sześćdziesiąt
cztery - odpowiedziała nieśmiało.
-
Nie jest źle. Ja mam sześćdziesiąt osiem procent walki, a reszta
to łucznictwo, nie mam ani procenta magii - zaśmiał się. - Mam
nadzieję, że nie będą mi kazali chodzić na zajęcia, bo prędzej
wypruję sobie żyły niż coś wyczaruję. No, ale powiedz! Jak tam
jest?
-
Gdzie?
-
No w świecie Aliudów. Niewiele można się dowiedzieć z
wykładów... Zawsze mnie to ciekawiło.
Nawet
Susan podniosła wzrok znad miski zupy, przypatrując się brunetce.
-
Kiedy tu trafiłam, miałam wrażenie, że powietrze inaczej
smakuje. Grawitacja wydaje mi się nieco słabsza, ale to może
tylko moje urojenie. Przez pierwsze kilka dni kręciło mi się w
głowie. - Uśmiechnęła się nieznacznie.
-
To od kiedy tu jesteś?
Veronica
zastanowiła się.
-
Prawie tydzień.
-
Z jakiej racji? - Zapytał jeden z wojowników przechodzący obok.
Był niski, nosił okulary. - Niby dlaczego Aliud ma się uczyć na
Uniwersytecie?
-
Stul pysk – Alberth zgromił wzrokiem okularnika.
-
Widziałeś ilu n a s z y c h odpadło przy naborze... Nie
potrzebujemy tu o b c y c h.
-
Pewnie ma lepszy potencjał niż ty
-
Zobaczymy – rzucił wymownie przez ramię, odchodząc.
-
Nie przejmuj się nim, nie ma sensu – mruknęła Susan.
„Przyszłam
tu w poszukiwaniu prawdziwego domu i, aby dowiedzieć się czegoś o
mojej rodzinie, pochodzeniu. Tymczasem jest bardziej obca niż
kiedykolwiek wcześniej.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz